Dzielnica Czerwonych Latarni (RLD) to symbol Amsterdamu
niczym, Wieża Eiffla dla Paryża, Big Ben dla Londynu czy roboty drogowe dla
Warszawy. Zwiedzając stolicę Holandii grzechem jest pominięcie tego cudownego
zakątka rozpusty. Jak już pisałem, pracujące tam kobiety są prawdziwymi
biznes-woman, natomiast ci po drugiej stronie lustra to mieszanka bardziej
kolorowa niż niejedna tęcza wymalowana na Paradzie Równości.

Oto niektórzy z nich:
1.
Prawie mężowie
Na każdej dłuższej ulicy RLD, co weekend można dostrzec grupę
mężczyzn przebranych w najdziwniejsze stroje. Mają kaski strażaków, sportowe
koszulki jednego zespołu bądź równie durne krawaty, skupiają się na jednym
członku ekipy, a w ręku dzierżą butelki z piwem, o co chodzi? O wieczór kawalerski.

Przyszły mąż przeżywa wtedy „ostatni” wieczór wolności w
mieście stworzonym do takich okazji. Po 23:38, gdy odwiedził już Coffeeshop'y,
wypił Guinnesa w irlandzkim pubie oraz zrzygał się do kanału, koledzy zapragnęli
postawić mu „koleżaneczkę”. Pukają do
najbardziej wyuzdanych dam lekkich obyczajów, wykrzykują głośno imię kierownika
melanżu oraz oczekują na niego te 12 minut przed drzwiami wybranki. Jak Bóg da
to po obskoczeniu dwóch klubów, gdzie swoim rykiem godowym zagłuszą najcięższe
basy, wrócą tu by raz jeszcze zapukać do półnagich pań. A na koniec skończą w pokojowych
hotelach ( rzadko swoich), gdzie o poranku obudzi ich zapach piwa, moczu i kaca
mordercy.
2.
Samce Alfa
Szeroki krok, pewnych wzrok oraz głośne komentarze świadczą
o jednym, ma się do czynienia z samcem Alfa. Ci pewni siebie panowie niczym
handlarze samochodów z 20-letnim stażem chodzą po Dzielnicy Czerwonych Latarni
przyglądając się „towarowi” i dyskutując na głos o cenach, wieku oraz estetyce
okazu. Co wcale nie oznacza, że nie jest to ich pierwszy raz w RLD.
Po godzinach ustaleń, kilkudziesięciu rundkach wokół
dzielnicy oraz paczce papierosów wreszcie decydują się na skorzystanie z
wybranej po starannych konsultacjach oferty. Wchodzą jak do siebie, szastając
pieniędzmi niczym pracownik McDonalda kuponami na Big Mac’i. Wychodzą równie pewnym krokiem, dziarsko zapinając
koszulę dopiero na ulicy. Przecież są u siebie, więc kto im zabrani?! Fakt, że gdyby nie RLD to seksualnego
kontaktu z kobietą nie uświadczyliby od ponad roku, jest przez nich szeroko
omijany. Płacą to wymagają! Sexu bez zobowiązań i niedziel z kacem moralnym.
3.
Ludger i Petra
Nim zajdzie Słońce, a Samce Alfa i window-fucker’si opuszczą
czeluścią swych jaskiń, po dzielnicy rozpusty chodzą zwykli turyści. Jedni
zmierzają do Dam, inni odwiedzają legendarnego Bulldoga, znajdującego się w
samym sercu RLD lub są niemieckimi pary typu Ludger i Petra. Oboje, jak
przystało na 60 letnich zachodnich sąsiadów Polski, lubią na starość zwiedzać
przeróżne zakątki świata. Tym razem wybrali objazdówkę po Holandii z dwudniowym
postojem w stolicy.
Do Dzielnicy Czerwonych Latarni zaprowadził ich kupiony w
Leverkusen przewodnik. Oboje są bardzo ciekawi tego miejsca, Petrę RLD jednak
trochę brzydzi, ale Ludger tak tylko twierdzi. Ma ochotę wrócić tu w nocy, gdy
żonka zaśnie tuż po wieczornym serialu. Po latach pracy, jako inżynier w
fabryce telewizorów chce wreszcie wydać trochę pieniędzy na prawdziwą
przyjemność, a nie czekoladki o smaku wiśni. Wróci tu lekko speszony swoim
zachowaniem, ale nie zawróci, nie będzie kroczył po głównej alei, uda się w
boczne uliczki by zasmakować trochę Czekoladek, tak podobnych do żony sąsiada.
Na wszelki wypadek przed wyjście połknie pigułkę Viagry, a drugą zapakuje do
kieszeni. O ile szczęście mu dopisze to pikawa mu nie pęknie w pokoiku Czarnej
Mamby, a rano wróci do obwisłych piersi Petry.
4.
Window –fuckers.
Kojarzycie takie zjawisko „window shopping”? W skrócie:
polega na oglądaniu witryn sklepowych bez zamiaru kupna prezentowanych tam
towarów. Co może wynikać ze skąpstwa, biedy lub umiejętności pohamowania
bezsensownego konsumpcjonizmu.
Window-fuckers to mężczyźni z uśmiechem na twarzy oglądający kobiety
wyginające się w swych skąpych strojach, zapraszające ich do swoich pokoików. Niestety
dla nich Ci panowie są całkowicie nie zainteresowani wejściem. No chyba, że za
darmo.
Gro osób odwiedzających Dzielnicę Czerwonych Latarni jest
właśnie window-fucker’ami. Są wśród nich pijani Polacy, zjarania Szwedzi, cisi
Chińczycy oraz głośni Irlandczycy. Z wielkim bananem na twarzy przemierzają
alejki wypełnione witrynami z półnagimi kobietami, cicho komentując swoje
spostrzeżenia oraz co jakiś czas próbujący nielegalnie zrobić którejś zdjęcie
lub nagrać video.
Jeżeli znajdzie się już wśród nich chojrak, który zdecyduje
się na zakup usługi to nie powie tego swoim współtowarzyszom. Wymyśli jakąś
wymówkę by oddalić się do reszty, w stylu: zostawiłem portfel w ostatnim Coffeeshopie, czapkę w McDonaldzie lub okulary przeciwsłoneczne w samolocie. Każdy
powód jest dobry by nie przyznać się do ludzkiej chęci poruchania.
5.
Jurek Killer
Wśród wielu grup window-fuckerów można zobaczyć dziewczyny,
koleżanki, siostry i kochanki tej bandy chłopa zapatrzonej w piersi
podświetlone czerwonymi lampami. Damy po drugiej stronie lustra nie zwracają na
nie uwagi, podobnie jak ich bracia, koledzy, faceci i kochankowie.
To trochę zagubione postacie niczym Alicja w Krainie Czarów,
ani nie chcą wejść do czerwonych pokoików, ani zbyt wielkiej przyjemności nie
sprawia im po raz kolejny obchodzenie RLD. Zdecydowanie powinni za nimi chodzić
mariachi nucący soundtrack z „Killera”, („co ja robię tu uuuu, co ty tutaj
robisz?”), bo niczym Jurek Killer znalazł się w nowej rzeczywistości zupełnie nieodpowiadającym
ich potrzebom.
Na szczęście smartphone’y dają im tam chwile wytchnienia, no
a oznaczenie w Dzielnicy Czerwonych Latarni warte jest paru dobrych like’ów.
Pozdrawiam,
J.