Z autostopem jest jak z ping-pongiem: jak nikt nie odbija
piłeczki po drugiej stronie stołu, to ciężko to nazwać grą. Trudno wyobrazić
sobie autostop bez kierowców. Gdyby nie oni bylibyśmy tylko bandą debili
stojących przy jezdni z wyciągniętym kciukiem. Spotkałem w trakcie swoich
podróży rzeszę kierowców, każdy był inny, ale udało mi się jakoś posegregować
ich w cudne, już prawie tradycyjne, 6 kategorii. Oto one:
1.
Pomocni przeszkadzacze
Gdy mija kolejna godzina oczekiwania i zatrzymuje się
wreszcie jakiś samochód, to nie ma nic gorszego, niż trafienie w takim momencie
na kierowcę typu pomocny-przeszkadzacz. Są to takie osoby, które zaproszę Cię
do samochodu twierdząc, że jadą w tym samym kierunku, po czym wysadzą Cię w
szczerym polu, na opuszczonej stacji benzynowej lub na postoju na autostradzie,
gdzie nikt się nie zatrzymał od 2009 roku.
Właściwie nie powinniśmy narzekać, bo ci ludzie naprawdę
chcąc nam pomóc, ale co to za pomoc, która właściwie bardziej przeszkadza niż
pomaga. To pułapka, szczególnie dla niedoświadczonych autostopowiczów, którzy
na zatrzymujący się samochód reagują jak szczeniak cieszący się z karmy i niezauważający,
że je przeterminowany salceson podarowany mu przez menela.
2.
Zakazane mordeczki
Staram się nie oceniać ludzi (tym bardziej uprzejmych
kierowców) po wyglądzie, lecz gdy czyjaś twarz wyraża „więcej niż 1000 słów” i
nie jest to Merci tylko „zabije Cię i zjem”, to ciężko się powstrzymać. Różne
mordeczki woziły mnie swoimi samochodami, pewnie wypełniłbym nimi celę
więzienną według standardów skandynawskich (polskiej na pewno nie), lecz nigdy
nic mi się nie stało.
Zakazane mordeczki to ludzie o twarzy zabójcy, gwałciciela
lub prawdziwego biznesmena (czyli połączenie dwóch pierwszych). Na szczęście gdy
się uśmiechają lub śmieją, to całe negatywne wrażenie pryska, a człowiekowi
chce się tylko ich przytulić. Pod koniec podróży zazwyczaj wymieniamy się
numerami i w głębi ducha liczbę na kolejne spotkanie.
3.
Fani Kalambury
Zdarzyło mi się nieraz jechać z kierowcami, którzy nie za
bardzo mówili po angielsku, hiszpańsku czy, nie daj Boże, polsku. Porozumiewaliśmy się tylko w sprawie mojego celu podróży, imienia i narodowości,
potem górę brała bariera językowa i rozmowa się kończyła. Jeżdżą jednak po
świecie ludzie, którzy nie zważają na nieznajomość języka i pragną poznać KAŻDY
szczegół z życia autostopowicza: ulubiony kolor, pierwszą miłość, rozmiar buta czy
ksywkę najlepszego przyjaciela. Dlatego zaczynają łatać swoje braki
lingwistyczne językiem ciała, pokazywaniem znaków lub obrazków z grafiki
google.
Fani Kalambury to ludzie obdarzeni sercem, żartem, czasem
nawet hojni (nie ma to jak kilogramy kiełbasy czy dodatkowe euro), choć nie do
końca rozumiem, czemu upierają się, by poznać człowieka, któremu ledwo potrafią
wytłumaczyć skąd pochodzą. Ich ciekawość jednak mi schlebiała, a w grach typy
Kalambury czy Tabu jestem dziś mistrzem.
4.
Cichociemni
Całkowitym przeciwieństwem Fanów Kalambury są Cichociemni. Ludzie obdarzeni talentem milczenia wyniesionym prawdopodobnie z
lekcji despotycznych nauczycieli matematyki, którzy reagowali wybuchem złości
nawet przy najmniejszym szmerze. Słyszy się od nich dokładnie 7 słów od momentu
uchylenia szyby, aż do trzaśnięcia drzwiami na pożegnanie: „dokąd?”, „wskakuj”,
„lubisz kanapki z serem?” i „trzymaj się”.
Oczywiście nie ma w tym nic złego, czasami miło jest
posiedzieć wsłuchując się w czeskie radio. Tylko Cichociemni łamią w ten sposób
jeden ze stereotypów autostopu, który głosi,
że autostopowicz jest dla kierowcy rozrywką, możliwością do przegadania
podróży, czy wręcz, że jest to swego rodzaju usługa w zamian za podwózkę.
5.
PiS-owcy
Nie jestem platformeresem, sld-owcem, fanem Palikota czy
innego ugrupowania, któremu ludzie z niewiadomych przyczyn ufają, ale muszę
stwierdzić, że gdy podwozili mnie kiedykolwiek zwolennicy PIS-u, to zazwyczaj
szybko się o tym dowiadywałem. Nieważne o czym rozmawialiśmy, o sejmie,
drogach, kryzysie, ADHD, kapslach od piwa czy stonogach, fani PIS-u zawsze
gdzieś tam rzucili mimo chodem na kogo głosowali.
Właściwie nie ma w tym nic złego, każdy ma prawo do własnych
przekonań oraz ich wyrażania, szkoda tylko, że za każdym razem słyszę zdumienie
i widzę zdziwienie na twarzy połączone ze złością, gdy odpowiem na kogo ja głosowałem.
Wtedy nawiązuje się rozmowa, przeradzająca się powoli w kłótnię lub, co gorsza,
monolog. Niestety zazwyczaj kierowca traci wtedy do mnie jakiekolwiek resztki
szacunku i stara się mnie jak najszybciej pozbyć. Czego idealnym przykładem
było zostawienie mnie i Ani 5 kilometrów przed Pragą przez Pana Tirowca, który
następnie wyruszył do stolicy Czech, tylko jak twierdził: „zrobiło się zbyt
duszno w kabinie”.
6.
Anioły
Gdy już przetrwa się PiS-owców, wytrwa się grę w Kalambury, prześpi się u Cichociemnych, to ma się szansę spotkać Anioły autostopowiczów. Są to ludzie, którzy potrafią zrobić wszystko dla niespodziewanych gości: zabrać ich na piwo, znaleźć tani hostel, zmienić trasę jazdy dla ich potrzeb czy nawet oddać im nerkę. Do tego są po prostu mili, uprzejmi, zaciekawieni nowymi pasażerami i jednocześnie umieją się z nimi porozumieć. Prawdopodobnie gdzieś w Niebie znajduje się specjalna kanapa ustawiona vis-a-vis króliczków Playboy ‘a, gdzie zasiadają Ci kierowcy.
Można spotkać ich wszędzie, nie mają znaków szczególnych, nie łączy ich żadne wyznanie, rasa, kolor włosów czy płeć. Są po prostu najlepsi i to nie podlega dyskusji. Trzeba tylko pamiętać, że jest ich tak dużo jak trzeźwych w klubie po godzinie 1:34. Nie módlcie się o nich, nie czekajcie tylko i wyłącznie na nich, bo Anioły same Was znajdą, gdy już zwątpicie i nie będziecie się ich spodziewać.
Pozdrawiam,
J.