Mnie tu już nie ma

Przeprowadziłem się, teraz znajdziecie mnie pod www.zzagranico.pl Tematyka bloga się nie zmienia, gospodarz nadal pozostaje ten sam, ale nowych postów już w tej witrynie nie spotkać

czwartek, 2 stycznia 2014

5 rodzajów autostopowiczów

 Przełom grudnia i stycznia to, wydawałoby się, najgorszy moment na uprawianie autostopu, szczególnie przy Polskiej aurze. Na szczęście przeżywamy aktualnie najcieplejszą zimę od dziesiątków lat, także zapaleni podróżnicy nie muszą się obawiać śnieżyc czy odmarznięć kciuka. Spokojnie mogą zarzucać plecaki na ramiona i ruszać w stronę Słońca lub w przeciwnym kierunku. Dziś będzie o ludziskach zakochanych w podróżach za jeden uśmiech i moim durnym stereotypowym podejściu do nich.


1.       Szczeniaki

Dostaliście może pod choinkę małego, kudłatego szczeniaczka z wielkim oczami? Jeżeli nie, to wiedzcie, że są to istoty nieskalane jakimikolwiek obawami, gotowe skoczyć za nowo poznanym właścicielem w ogień oraz podskakujące bez powodu od czasu do czasu. Podobnie zachowują się świeży autostopowicze, zadowalający się najmniejszymi sukcesami i oczarowani wszelkimi aspektami hitch-hikingu.

Tirowiec podwiezie nas do najbliższej stacji paliw? MEGA! Policjanci nie przyczepili się do śpiących na dzikiej plaży Polaków? Super! Kierowca BMW zaproponował podrzucić nam bagaż do najbliższego dworca? Też fajnie, przecież na pewno nie odjedzie z naszymi rzeczami w siną dal, Rumuni tak nie robią!


Wszystko równie dobrze mógłbym zakończyć paroma WOW lub powiedzeniami Piesała w stylu: „podróż taka bezpieczna”, „kierowca taki wylewny” czy „uszanowanko”. Nie piszę tego by negować pozytywne nastawienia świeżaków, wręcz przeciwnie, muszę przyznać, że sam zgromadziłem już w sobie strasznie duże pokłady nieufności i często brakuje mi tej lekkości umysłu, jaką miałem w trakcie pierwszej wyprawy. Dlatego bez chwili zawahania proponuje Wam zostać owymi Szczeniakami i przyłączyć się do Autostopowiczów.

2.       Planowi

Z nie do końca wiadomych mi przyczyn, znajdzie się wśród setek autostopowiczów co najmniej paru takich, którzy zawsze chcą podróżować według wyznaczonej wcześniej trasy. Zaplanowali: Warszawa-Poznań-Berlin-Hanover-Essen-Amsterdam, to tak ma być! Przejechanie przypadkiem przez Magdeburg, Kolonie czy Rotterdam nie wchodzi w grę, bo to byłoby niezgodne z planem, a plan jest najważniejszy. Ważniejszy niż pogoda czy rozsądek.


Na szczęście osób takich jest raczej mało, bo wybija ich powoli naturalna selekcja dróg asfaltowych. Jeżeli myślicie, że możecie jechać autostopem tak samom jak zaplanowaliście sobie wcześniej w domowym zaciszu przy herbatce i herbatniku to chciałbym Was wyprowadzić z tej fatamorgany. Co prawda trasa Warszawa-Amsterdam jest jak najbardziej wykonalna, ale nikt nie może zagwarantować w 100% przejazdu przez wyznaczone wcześniej punkty, gdyż kierowcy jeżdżą różnie. Czasem można któregoś olać, poczekać na lepszy kurs, ale rezygnowanie z dobrej podwózki tylko dlatego, że ominie się Essen czy Hanover to strzelanie sobie w nogę. Bazuką.

3.       Włóczykije

Są to podróżnicy żyjący według filozofii, cytując Natural Dread Killaz: „Pusta kiermana. W niej nie ma hajsu, nie”. Wyruszają oni z Punktu A zupełnie nie wskazując sobie Punktów B czy C, zostawiają za sobą problemy wielkomiejskiego życia i szanse na zostanie pracownikiem miesiąca. Zamiast tego otrzymują jak na tacy pół świata, masę wyzwań oraz trochę głodu. Bo pieniądze to nie wszystko, ale bez pieniędzy to męski organ płciowy.



Włóczykije często prowadzą dziś blogi czy video relacje ze swoich wypraw, co pozwala wątpić w ich puste portfele, ale na pewno sam pomysł podróżowania w ten sposób jest niezwykły, nawet jak na autostopowiczów. Ponoć jedzenie czasem dostają od kierowców, nieznajomych lub wygrzebują z kontenerów ustawionych przy wielkich hipermarketach, które toną w lekko przeterminowanych produktach. Śpią w niesionych namiotach, na plażach, w parkach lub u Couchesuferów. Żyją podróżą, ciągłymi zmianami, nowo poznanymi okolicami. Jest w tym coś magicznego, coś wyjątkowego, ale osobiście za bardzo lubię mojego kota, by wybrać się w taką podróż.

4.        Jaracze

Niezależnie gdzie się znajdują, z kim przystają, jaka jest pogoda lub prawa na danym terytorium Jaracze zawsze mają ze sobą tego jednego małego jointa, którego z wielką chęcią zapalą w towarzystwie. Ciężko nakreślić ich profil psychologiczny czy fizyczny, różnią się niebywale swoją mową, ubiorem, celami i marzeniami, a łączy ich jeden zielony krzew. Pani Marihuana, dzięki której jednają sobie ludzi lub odstraszają innych swoim „narkomaństwem i zboczeniem”.

Poza zielonym suszem wyróżniają się również wielkim bananem na twarzy oraz zamiłowaniem do jedzenia wszelkich posiłków: śniadań, obiadów, lunchów, kolacji, podwieczorków, drugich i trzecich śniadań, brunchów, pre-obiadów czy pre-kolacji.

Nie będę kłamał – uwielbiam ich towarzystwo, przynajmniej przez pierwsze 24 godziny, potem robi się ciężko i nieprzyjemnie, bo koleżanka Gandzia trochę spowalnia ruchy ciała i szarych komórek Jaraczy. Przez co nie są najlepszymi towarzyszami podróży, bardziej nadają się na Couchsurferów, w których często się „wcielają” leżąc non-stop na ławkach, kanapach, hamakach czy karimatach.


5.       Samotnicy 

Ostatnim typem z szerokiej gamy przeróżnych autostopowiczów, który omówię, będą Samotnicy. Ludzie podróżujący w pojedynkę, całkowicie oddani przygodzie pisanej przez los, nie mający wystarczająco cierpliwości do towarzyszy, a posiadający spore pokłady odwagi, dzięki którym nie stronią przed solowymi wojażami. Nie spotkałem ich zbyt wielu (właściwie jednego plus siebie), także ciężko jest mi coś o nich konkretnego napisać.


Na pewno w trakcie takich podróży człowiek może przeżyć wewnętrzne katharsis, odkryć siebie lub rozwiązać problem od dawna uznany za mission impossible. Samotność pozwala na całkowite oddanie się poznawaniu kultur oraz ludzi spotykanych po drodze czy u celu wyprawy. Polecam taki trip szczególnie ludziom pragnącym odnaleźć siebie i doświadczonym autostopowiczom, którzy parę dobrych setek kilometrów już wyrobili w trasie.

Pozdrawiam,
J.