1.
Szczeniaki
Dostaliście może pod choinkę małego, kudłatego szczeniaczka
z wielkim oczami? Jeżeli nie, to wiedzcie, że są to istoty nieskalane
jakimikolwiek obawami, gotowe skoczyć za nowo poznanym właścicielem w ogień
oraz podskakujące bez powodu od czasu do czasu. Podobnie zachowują się świeży
autostopowicze, zadowalający się najmniejszymi sukcesami i oczarowani wszelkimi
aspektami hitch-hikingu.
Tirowiec podwiezie nas do najbliższej stacji paliw? MEGA!
Policjanci nie przyczepili się do śpiących na dzikiej plaży Polaków? Super!
Kierowca BMW zaproponował podrzucić nam bagaż do najbliższego dworca? Też
fajnie, przecież na pewno nie odjedzie z naszymi rzeczami w siną dal, Rumuni
tak nie robią!
Wszystko równie dobrze mógłbym zakończyć paroma WOW lub
powiedzeniami Piesała w stylu: „podróż taka bezpieczna”, „kierowca taki
wylewny” czy „uszanowanko”. Nie piszę tego by negować pozytywne nastawienia
świeżaków, wręcz przeciwnie, muszę przyznać, że sam zgromadziłem już w sobie
strasznie duże pokłady nieufności i często brakuje mi tej lekkości umysłu, jaką
miałem w trakcie pierwszej wyprawy. Dlatego bez chwili zawahania proponuje Wam
zostać owymi Szczeniakami i przyłączyć się do Autostopowiczów.
2.
Planowi
Z nie do końca wiadomych mi przyczyn, znajdzie się wśród
setek autostopowiczów co najmniej paru takich, którzy zawsze chcą podróżować
według wyznaczonej wcześniej trasy. Zaplanowali:
Warszawa-Poznań-Berlin-Hanover-Essen-Amsterdam, to tak ma być! Przejechanie
przypadkiem przez Magdeburg, Kolonie czy Rotterdam nie wchodzi w grę, bo to
byłoby niezgodne z planem, a plan jest najważniejszy. Ważniejszy niż pogoda czy
rozsądek.
Na szczęście osób takich jest raczej mało, bo wybija ich
powoli naturalna selekcja dróg asfaltowych. Jeżeli myślicie, że możecie jechać
autostopem tak samom jak zaplanowaliście sobie wcześniej w domowym zaciszu przy
herbatce i herbatniku to chciałbym Was wyprowadzić z tej fatamorgany. Co prawda
trasa Warszawa-Amsterdam jest jak najbardziej wykonalna, ale nikt nie może
zagwarantować w 100% przejazdu przez wyznaczone wcześniej punkty, gdyż kierowcy
jeżdżą różnie. Czasem można któregoś olać, poczekać na lepszy kurs, ale
rezygnowanie z dobrej podwózki tylko dlatego, że ominie się Essen czy Hanover
to strzelanie sobie w nogę. Bazuką.
3.
Włóczykije
Są to podróżnicy żyjący według filozofii, cytując Natural
Dread Killaz: „Pusta kiermana. W niej nie ma hajsu, nie”. Wyruszają oni z
Punktu A zupełnie nie wskazując sobie Punktów B czy C, zostawiają za sobą
problemy wielkomiejskiego życia i szanse na zostanie pracownikiem miesiąca.
Zamiast tego otrzymują jak na tacy pół świata, masę wyzwań oraz trochę głodu.
Bo pieniądze to nie wszystko, ale bez pieniędzy to męski organ płciowy.
Włóczykije często prowadzą dziś blogi czy video relacje ze
swoich wypraw, co pozwala wątpić w ich puste portfele, ale na pewno sam pomysł
podróżowania w ten sposób jest niezwykły, nawet jak na autostopowiczów. Ponoć
jedzenie czasem dostają od kierowców, nieznajomych lub wygrzebują z kontenerów
ustawionych przy wielkich hipermarketach, które toną w lekko przeterminowanych
produktach. Śpią w niesionych namiotach, na plażach, w parkach lub u
Couchesuferów. Żyją podróżą, ciągłymi zmianami, nowo poznanymi okolicami. Jest
w tym coś magicznego, coś wyjątkowego, ale osobiście za bardzo lubię mojego
kota, by wybrać się w taką podróż.
4.
Jaracze
Niezależnie gdzie się znajdują, z kim przystają, jaka jest
pogoda lub prawa na danym terytorium Jaracze zawsze mają ze sobą tego jednego
małego jointa, którego z wielką chęcią zapalą w towarzystwie. Ciężko nakreślić
ich profil psychologiczny czy fizyczny, różnią się niebywale swoją mową,
ubiorem, celami i marzeniami, a łączy ich jeden zielony krzew. Pani Marihuana,
dzięki której jednają sobie ludzi lub odstraszają innych swoim „narkomaństwem i
zboczeniem”.
Poza zielonym suszem wyróżniają się również wielkim bananem
na twarzy oraz zamiłowaniem do jedzenia wszelkich posiłków: śniadań, obiadów,
lunchów, kolacji, podwieczorków, drugich i trzecich śniadań, brunchów,
pre-obiadów czy pre-kolacji.
Nie będę kłamał – uwielbiam ich towarzystwo, przynajmniej przez
pierwsze 24 godziny, potem robi się ciężko i nieprzyjemnie, bo koleżanka
Gandzia trochę spowalnia ruchy ciała i szarych komórek Jaraczy. Przez co nie są
najlepszymi towarzyszami podróży, bardziej nadają się na Couchsurferów, w
których często się „wcielają” leżąc non-stop na ławkach, kanapach, hamakach czy
karimatach.
5.
Samotnicy
Ostatnim typem z szerokiej gamy przeróżnych autostopowiczów,
który omówię, będą Samotnicy. Ludzie podróżujący w pojedynkę, całkowicie oddani
przygodzie pisanej przez los, nie mający wystarczająco cierpliwości do
towarzyszy, a posiadający spore pokłady odwagi, dzięki którym nie stronią przed
solowymi wojażami. Nie spotkałem ich zbyt wielu (właściwie jednego plus
siebie), także ciężko jest mi coś o nich konkretnego napisać.
Na pewno w trakcie takich podróży człowiek może przeżyć
wewnętrzne katharsis, odkryć siebie lub rozwiązać problem od dawna uznany za
mission impossible. Samotność pozwala na całkowite oddanie się poznawaniu
kultur oraz ludzi spotykanych po drodze czy u celu wyprawy. Polecam taki trip
szczególnie ludziom pragnącym odnaleźć siebie i doświadczonym autostopowiczom,
którzy parę dobrych setek kilometrów już wyrobili w trasie.
Pozdrawiam,
J.