Mnie tu już nie ma

Przeprowadziłem się, teraz znajdziecie mnie pod www.zzagranico.pl Tematyka bloga się nie zmienia, gospodarz nadal pozostaje ten sam, ale nowych postów już w tej witrynie nie spotkać

poniedziałek, 17 marca 2014

Zielony most

Rzym to miasto pełne przepięknych posągów, majestatycznych budynków, zakorkowanych ulic i przeróżnych zapachów. W pizzeriach pachnie świeżym ciastem, na niektórych ulicach uryną, w toaletach chemią. A na pewnym moście holenderskim coffeeshopem. Również w parkach roztacza się tu i ówdzie rozpoznawalny aromat palonej marihuany lub haszu, a przechodniów to wcale nie dziwi, nie oburza czy frustruje. Wręcz przeciwnie, jest to dla nich coś zwyczajnego i powszechnego. Dziś będzie o marihuanie w Rzymie.


Dilerzy pracujący dla draglordów to zazwyczaj ludzie o ciemniejszym kolorze skóry. Nie chcę zabrzmieć na rasistę, ale prędzej spotkacie Ukraińca witającego radośnie Rosjanina na Krymie niż białego dilera na ulicy. Są to jednak ludzie poukładani jak w najlepszej korporacji. Jest brandmenager od marihuany i HRowiec, który zapewni ważnym pracownikom odpowiednie warunki oraz będzie dbał o zachowanie w miejscu pracy. Niestety, mają nędznego człowieka od PR’u, dlatego włoscy politycy od pewnego czasu podnoszą temat legalizacji narkotyków. Bo przecież nie można ściągnąć podatku z dilera.

Diler „na umowie” nie jest jedynym dostawcą stojącym w parku czy na zielonym moście. Można tam spotkać także studentów czy imigrantów, którzy chcą sobie dorobić, bo prawo włoskie jest raczej łagodne. Dopiero posiadanie przy sobie 10 gramów grozi uznaniem za osobę nieposiadającą marihuany dla celów własnych, czyli utratą towaru i (czasem) mandatem. Mandatem. W Polsce dentysta z 0,5 wylądował na rok w zakładzie zamkniętym. Co kraj to obyczaj.

Oczywiście każdy chce zarobić na jednym gramie jak najwięcej, także cenę towaru się zawyża, szczególnie na widok zagubionych turystów. Dlatego, jeżeli kiedykolwiek będziecie z nimi rozmawiali, to Dr Zdrowy Rozsądek w swojej ostatniej książce zaleca targowanie, zbijanie ceny i nie przystawianie na pierwszą lepszą ofertę. Szczególnie, gdy Pan Diler sam do was podejdzie. Inaczej mają się sprawy, gdy będziecie podchodzili do ludzi w parku i pytali o pomoc w znalezieniu paru gramów. W takimi wypadku należy się wystrzegać ludzi proponujących przyniesienie odpowiednich substancji za 10 minut, gdy wy będziecie czekać grzecznie w parku. To zwyczajna ściema, wasz kolega z RPA o miłym uśmiechu wyparuje, tak samo jak przekazane mu 7 euro (cena jednego grama marihuany).



Interesującym miejscem do zobaczenia i powąchania jest wspominamy wcześniej zielony most, a dokładnie Ponte Sisto. To właśnie nad tą malowniczą kładką z XV wieku, wybudowaną na zlecenie Papieża Sykstusa IV, roztacza się zapach wyjęty prosto ze słynnych holenderskich coffeeshop’ów. Poruszają się po nim przypadkowi i nieprzypadkowi turyści, rozweseleni studenci oraz przyczajeni dilerzy. Policja zdaje sobie sprawę z istnienia tego miejsca, ale raczej nikt się nim nie przejmuje.


Kupienie gańdzi w Rzymie po godzinie 21.00 jest zadaniem prostym, nie wymagającym jakiegoś szczególnego przygotowania czy znajomości włoskiego. Trudność takiej czynność można zrównać z wyjściem po piwo i chpisy. Należy jednak zdawać sobie sprawę, iż posiadanie np. haszu nadal nie jest legalne we Włoszech, choć społecznie akceptowalne. Ciężko stwierdzić czy to dobrze czy źle, ale na pewno dzięki temu więcej osób chodzi po Wiecznym Mieście z bananem na twarzy. 

Pozdrawiam,
J.