Wiele się ostatnio pisze o
kulturze kibicowania, stadionowych chuliganach, racach i osobnikach zwanych
„piknikami”. Ci krytykują fanatyków za ich racowiska, ostry język oraz
wprowadzanie nerwowej atmosfery. Otrzymują w zamian stertę obelg
przyrównujących ich do homoseksualistów czy psów. Nie potrafię wskazać w Polsce
miejsca, w którym odnaleziono złoty środek, gdzie obie grupy żyją w zgodzie, a
w rzekach płynie mleko. Natomiast widziałem, na czym polega kibicowanie w
Lizbonie. Może mleka w rzece nie mają, ale i tak jest fajnie.
Estádio da Luz |
Lizbona jest domem dwóch wielkich
portugalskich zespołów – Benfiki i Sportingu. Wraz z FC Porto, ta Wielka Trójca
rządzi i dzieli w rodzimej lidze oraz pucharach. Jeżeli po ostatniej ligowej
kolejce nie zajmą wspólnie wszystkich stopni podium, to gazety będą pisały o
szoku, kataklizmie i klęsce trenera, którego posada wisi na włosku. Mówimy więc
o dwóch klubach rywalizujących o najwyższe stawki na macierzystej arenie. Benfice
kibicuje ponoć 8 milionów Portugalczyków, ale i stadion Sportingu o pojemności ponad
50 tys. krzesełek praktycznie zawsze jest wypełniony po sam brzeg.
W stolicy Portugalii
pomieszkiwałem trochę u mojej znajomej – Tiffany. Wraz z nią mieszkał jej brat
Pedro - cichy, chudy okularnik, w którego pokoju spodziewałem się zobaczyć
plakaty ze Star Warsów lub Władzy Pierścieni, a nie z gwiazdami Benfiki
Lizbona. Okazało się, że jeżeli mamy o czymś rozmawiać, to na pewno jest tym
czymś piłka nożna. Nim się obejrzałem zostałem zaproszony na mały tour po Estádio
da Luz, czyli do domu jego „Orłów”.
W stadionowym sklepie można kupić wszystko z logo Benfiki, nawet wino |
Musieliśmy uczestniczyć w
zorganizowanej wycieczce prowadzonej po angielsku i portugalsku (nikt nie
wpuści na 65tysiecznika dwóch chłopaczków), ale Pedro, gdy tylko mógł.
dopowiadał to, czego zabrakło w wykładzie przewodnika. Mimo że była to już jego
piąta wycieczka po Estádio da Luz, to w jego oczach widziałem małego dzieciaka,
który bardzo się cieszył z tej wizyty. Po 3 godzinach zwiedzania szatni,
murawy, lóż VIP itp. kierowaliśmy się do domu, gdy zza bloków wyrósł przed nami stadion Sportingu, który nazywany jest przez kibiców Benfici kiblem lub klozetem, z
uwagi na jego zielony kolor. Brat Tiffany uznał, że żartuję, gdy spytałem go,
czy odwiedzimy też drugi obiekt.
Wieczorem, wraz z bandą studentów
z Portugalii, którzy różnią się od naszych tylko ciemniejszą karnacją, udałem
się na piwo. Za barem spotkałem wesołego chłopaka, szeroko uśmiechniętego i
żartującego sobie z resztą „załogi”. Skrzywił się jednak jakbym kopnął go w jaja,
gdy na pytanie „Co podać?” odpowiedziałem: „Portugalskie piwo”. Na moją
zdziwioną minę odpowiadał skrzywiony, że ma taki trunek, ale go nie poda bo to Sagres. Polecił mi za to Super Bock wychwalając jego smak pod
niebiosa i zalecając mi jego kupno w pobliskim sklepie. Dla mnie oba piwa
smakowały podobnie, nawet butelki mają praktycznie identyczne, ale dla niego Sagres smakuje jak gówno, bo jest
sponsorem „głupiej” SL Benfica, a Super
Bock uwielbia, bo wspierał wielki Sporting.
Kibica spotkałem również na lotnisku,
gdy z Lizbony leciałem do Walencji. Przy bramkach magnetycznych strażnik celny kazał
mi wyjąć wszystko z kieszeni na jego oczach. Gdzieś między wypakowywaniem lewej
i prawej kieszeni spodni, usłyszałem głośne: „What is this?!”. Lekko
przestraszony basowym głosem prawie dwumetrowego Portugalczyka spojrzałem, na
co wskazuje jego ogromna ręka. Była to mała, pognieciona karteczka
przypominająca bilet metra, a dokładnie karta wstępu na stadion Benfiki. Przejętą
minę wielkoluda szybko zastąpił szeroki uśmiech, a agresywny ton cichy szept:
„My friend this is shit, only Sporting, only Sporting”. Po czym pożegnał mnie
łącząc palec obu rąk w „S”.
W Lizbonie miałem przyjemność
poznać świat kibiców od zupełnie innej strony. Nie ma w nim miejsca na fizyczne
starcia i racowiska, są za to ludzie kochający swoje kluby, chwalący je na
każdym kroku. Oczywiście, nie pałają oni sympatią do lokalnych przeciwników,
lubią dopiec rywalowi i wskazać, czemu jest słabszy, ale to wszystko tylko
pewna poza, maniera oraz luźna zgryźliwość. Bo każdy ma swój klub, idoli i
stadion. Łączy ich miłość do piłki, a nie musi dzielić krata lub szwadron
policji.
Pozdrawiam,
Jeska