Alkohol to nieodłączna część polskiej kultury (właściwie,
kultury każdego narodu). W czasie swoich podróży spotykałem się jednak z różnymi
podejściami do cudownych trunków wyskokowych, dzięki którym najbrzydsze kobiety
stają się supermodelkami, a wstydliwe Andrzeje, Królami Parkietu. W Lizbonie z
uwagi na uszkodzony obojczyk nie mogłem podbijać densflorów, ale dałem radę wcielić
się w polskiego pijaczka, który trochę ponarzekał i trochę pochwalił
Portugalczyków za ich kulturę spożywania alkoholu. Zapraszam do
relacji z nad butelki.
Pierwszą wadą, dostrzegalną nawet na trzeźwo, jest położenie
stolicy Portugalii. Te cholerne Kolumby zbudował się jak Rzymianie na 7
wzgórzach. Przez praktycznie cały czas idzie się w górę i w dół, w górę i w
dół... Dla niestrudzonego chińskiego turysty jest to oczywiście niezwykła
gradka, jednak biedny polski pijak zbytnio się tym nie jara. Przecież jak
upadniesz to od razu się sturlasz w dół i na pewno zbijesz wszystkie buteleczki
pochowane w kieszeniach!
Na szczęście wiele klubów i pubów zlokalizowanych jest w
porcie, gdzie płaściutko jest jak na stole szwagra. A ułożenie tych przybytków
swawoli i tańców nie jest bez znaczenia. Przecież w dobie kryzysu czasem trzeba
sobie dorobić, a wtedy najlepiej jest się wcielić w rolę parkingowego. Co z
tego, że za miejsca parkingowe robią miejskie bezpłatne parkingi? Przecież
praca parkingowego polega na wskazaniu klientowi miejsca postojowego i
odpowiednie strzeżenie pojazdu. W razie nie przychylności klienta (nie
uiszczenia drobnej jałmużny) można mu obsikać lekko lustereczka czy klamki, by
następnym razem pamiętał, iż za dobrze wykonaną pracę należy się zapłata. Tak zbiera
się na kolejną buteleczkę.
Buteleczka ta niestety zapewne będzie ciepła. Bo w sklepach
tylko piwo stoi w lodówkach, a reszta brygady banderolowej musi siedzieć
grzecznie na półeczkach. No, kto to wymyślił by 0,7 stało jak ten skazaniec w
ciepłym pomieszczeniu? W barach i klubach to samo! Niby wrzucają Ci tam dwie bryły lodu, które
mogłyby zatopić Titanica, ale nim to się zmrozi, to minie spokojnie kwadrans.
Jak tu wytrzymać 15 minut z drinkiem w ręku bez picia? Pije się na ciepło i
tylko się człowiek modli by barman lał więcej niż powinien, a tak się składa,
że zazwyczaj w Lizbonie leją szczodrze, także Bóg istnieje, moi Drodzy, Bóg
istnieje!
Po kompromitacjach z drinkami postanowiłem przerzucić się na
piwo. Zawsze zimne, nawet nienajgorsze, ale te portugalskie rozmiary kubków to
jakaś paranoja. Człowiek widzi ogłoszenie: „1 beer 0,50€” i myśli, że odkrył
Eden, a to tylko Koń Trojański, bo za pół eurosa to masz piwo w plastikowym
kubeczku o pojemność 0,2. ZERO DWA LITRA! A 0,33? To już będzie „medium”,
natomiast 0,5 to „extra large”. O cenach nie będę wspominał, choć porównując z
Hiszpanią to nadal nie czuje się okradany przy zakupie dużego piwa.
Piwko w 0,2 |
.
Tym pozytywnym akcentem (bardzo nie po Polsku) kończę moją,
krótką relację. Mam nadzieję, że jak wpadniecie do Lizbony to jakoś
wykorzystacie moje spostrzeżenia. A już niedługo opiszę, gdzie w Lizbonie
Lizbona bawi się po lizbońsku, także kip in tacz madafakers!
Pozdrawiam,
Jesula