Mnie tu już nie ma

Przeprowadziłem się, teraz znajdziecie mnie pod www.zzagranico.pl Tematyka bloga się nie zmienia, gospodarz nadal pozostaje ten sam, ale nowych postów już w tej witrynie nie spotkać

niedziela, 28 lipca 2013

Problemy polskiego pijaka w Lizbonie.

Alkohol to nieodłączna część polskiej kultury (właściwie, kultury każdego narodu). W czasie swoich podróży spotykałem się jednak z różnymi podejściami do cudownych trunków wyskokowych, dzięki którym najbrzydsze kobiety stają się supermodelkami, a wstydliwe Andrzeje, Królami Parkietu. W Lizbonie z uwagi na uszkodzony obojczyk nie mogłem podbijać densflorów, ale dałem radę wcielić się w polskiego pijaczka, który trochę ponarzekał i trochę pochwalił Portugalczyków za ich kulturę spożywania alkoholu. Zapraszam do relacji z nad butelki.

And she doesn't charge too much

Pierwszą wadą, dostrzegalną nawet na trzeźwo, jest położenie stolicy Portugalii. Te cholerne Kolumby zbudował się jak Rzymianie na 7 wzgórzach. Przez praktycznie cały czas idzie się w górę i w dół, w górę i w dół... Dla niestrudzonego chińskiego turysty jest to oczywiście niezwykła gradka, jednak biedny polski pijak zbytnio się tym nie jara. Przecież jak upadniesz to od razu się sturlasz w dół i na pewno zbijesz wszystkie buteleczki pochowane w kieszeniach!



Na szczęście wiele klubów i pubów zlokalizowanych jest w porcie, gdzie płaściutko jest jak na stole szwagra. A ułożenie tych przybytków swawoli i tańców nie jest bez znaczenia. Przecież w dobie kryzysu czasem trzeba sobie dorobić, a wtedy najlepiej jest się wcielić w rolę parkingowego. Co z tego, że za miejsca parkingowe robią miejskie bezpłatne parkingi? Przecież praca parkingowego polega na wskazaniu klientowi miejsca postojowego i odpowiednie strzeżenie pojazdu. W razie nie przychylności klienta (nie uiszczenia drobnej jałmużny) można mu obsikać lekko lustereczka czy klamki, by następnym razem pamiętał, iż za dobrze wykonaną pracę należy się zapłata. Tak zbiera się na kolejną buteleczkę.
Buteleczka ta niestety zapewne będzie ciepła. Bo w sklepach tylko piwo stoi w lodówkach, a reszta brygady banderolowej musi siedzieć grzecznie na półeczkach. No, kto to wymyślił by 0,7 stało jak ten skazaniec w ciepłym pomieszczeniu? W barach i klubach to samo!  Niby wrzucają Ci tam dwie bryły lodu, które mogłyby zatopić Titanica, ale nim to się zmrozi, to minie spokojnie kwadrans. Jak tu wytrzymać 15 minut z drinkiem w ręku bez picia? Pije się na ciepło i tylko się człowiek modli by barman lał więcej niż powinien, a tak się składa, że zazwyczaj w Lizbonie leją szczodrze, także Bóg istnieje, moi Drodzy, Bóg istnieje!

Po kompromitacjach z drinkami postanowiłem przerzucić się na piwo. Zawsze zimne, nawet nienajgorsze, ale te portugalskie rozmiary kubków to jakaś paranoja. Człowiek widzi ogłoszenie: „1 beer 0,50€” i myśli, że odkrył Eden, a to tylko Koń Trojański, bo za pół eurosa to masz piwo w plastikowym kubeczku o pojemność 0,2. ZERO DWA LITRA! A 0,33? To już będzie „medium”, natomiast 0,5 to „extra large”. O cenach nie będę wspominał, choć porównując z Hiszpanią to nadal nie czuje się okradany przy zakupie dużego piwa.

Piwko w 0,2
Całą złość koi w człowieku świadomość, że wszystkie możliwe truneczki można pić w „plenerze”. Na ławeczce obok przejeżdżających samochodów, w parku przy fontannie wsłuchując się w piski dzieciaków lub u kolegi w slumsach. Tu nisko kłaniam się portugalskiemu prawodawcy przybijając piątkę z jego ziomeczkami. Oczywiście w wielu krajach Europy czy całej planety Ziemi można popijać pod chmurką, co nie zmienia faktu, że dla turysty z biało-czerwoną flagą na piersi jest to bardzo miła wiadomość
.
Tym pozytywnym akcentem (bardzo nie po Polsku) kończę moją, krótką relację. Mam nadzieję, że jak wpadniecie do Lizbony to jakoś wykorzystacie moje spostrzeżenia. A już niedługo opiszę, gdzie w Lizbonie Lizbona bawi się po lizbońsku, także kip in tacz madafakers!

Pozdrawiam,

Jesula