Mnie tu już nie ma

Przeprowadziłem się, teraz znajdziecie mnie pod www.zzagranico.pl Tematyka bloga się nie zmienia, gospodarz nadal pozostaje ten sam, ale nowych postów już w tej witrynie nie spotkać

czwartek, 25 lipca 2013

Upper Town Alicante, czyli procesje Chrystusowe i zapach haszu

Pierwszego dnia po moim przyjeździe do Alicante mój Couchsurfingowy host – Javier - zaprowadził mnie do niezwykłej części tego hiszpańskiego miasta. Pomiędzy największą atrakcją turystyki rodzinnej, którą jest zamek Santa Barbary, a alejkami wypełnionymi barami, sklepami oraz restauracjami, znajduje się parę skromnych uliczek, przypominających część greckiego miasteczka. Jest to miejsce rzadko odwiedzane przez obcokrajowców, na ścianach przymocowane są tabliczki z hiszpańską poezją a w powietrzu unosi się zapach haszyszu. 



Barrio de Cruz jest nazwą dla całej dzielnicy, w której znajduje się ten cudowny przytułek greckiej architektury, nazwany przez Javier roboczo „Upper Town”. Turyści nie zapuszczają się jednak do tej części Barrio, skupiając się bardziej na zamku, Bazylice Santa Maria, cudownych plażach i deptakach. Czasem spotka się jakiegoś 50-cio letniego Anglika z aparatem, ale jego obecność jest zazwyczaj wynikiem przypadku, a nie częścią zaplanowanej podróży. Dzięki temu bialutkie wąskie uliczki wolne są od czarnoskórych handlarzy okularów przeciwsłonecznych, ulicznych malarzy karykatur czy stoisk z lodami. Jest to typowo mieszkalna cześć dzielnicy.



Spaceruje się tam wśród cudownego otoczenia białych ścian, ozdobionych błękitnymi kafelkami, kwiatami oraz tablicami z wierszami. W „Upper Town” Hiszpanie rozgrywają kolejne partie Binga popalając haszysz, gdy pareset metrów dalej wrzeszczące dzieciaki stoją w kolejce do McDonalda, a ich mamy robią zakupy w Zarze. „Maṅana” jest tam najczęściej wypowiadanym słowem, słońce dociera tam jakby trochę leniwiej, a wszystko wokół wydaje się poruszać w zwolnionym tempie. Na to wpływ ma na pewno całkowity brak samochodów czy skuterów, które za żadne skarby nie zmieściłyby się w plątaninie uliczek oraz schodów idących w górę i w dół.

U szczytu „Upper Town” znajduje się mały kościółek, który jest metą niezwykłych Dróg Krzyżowych przemieszczających się po całej „greckiej” części Alicante w górę i w dół, z pochodniami oraz w odświętnych strojach. W procesji bierze udział wielu mieszkańców miasta po prostu zakochanych w tym mikroklimacie, niczym Romeo w Julii. Miłość ta tak samo jak włoskich kochanków wielu nie odpowiada, ponieważ poza poezją czy oznaczeniami kolejnych stacji krzyżowych znaleźć tu równie łatwo można wiele narkotyków.



Haszysz jest tu najbardziej popularną substancją psychotropową. Tak powszechną, że nikt nie obawia się palić go po za swoimi czterema ścianami. Tubylcy siadają na plastikowych lub drewnianych krzesłach ustawionych w Słońcu. Oddychając głęboko wypuszczają co chwilę dym i głośno się śmieją. Niedopałki wyrzucają na ziemię, po czym rytualne skręcają kolejnego „wesołego papierosa”. Nie robią tego wszyscy mieszkańcy tego zakątka, a ulice nie pachną jak amsterdamskie Coffeshopy, ale po wieku nie można rozpoznać „użytkowników”. Za dnia przy partyjkach bingo seniorzy tego rewiru lubią sobie przybuszyć jednego na humorek. W nocy ich miejsce zajmuję młodsi, o ile nie zajmują się „handlem”. I tak się kręci życie w pięknym zakątku Alicante, gdzie turyści wpadają równie rzadko, co policja.

***************



Zdjęcie powyżej przedstawia dwie rzeczy. Pierwszą jest profil muzułmanina, który został uformowany przez skały bez ingerencji człowieka. Na szczycie wzgórza skalnego znajduje się zamek Santa Barbara. Obie te rzeczy są turystycznymi symbolami Alicante. Drugą rzeczą są buty wiszące na liniach telefonicznych. Zazwyczaj dzieciaki wrzucają je sobie nawzajem dla zabawy, jednak w okolicach „Upper Town” w takich butach czasami znajdują się narkotyki. Dilerzy przekazują sobie w ten sposób towar lub składują go z dala od swojego mieszkania. 

Pozdrawiam już prawie zdrową ręką,

Jesula