Bairro Alto |
W Pawilonach roi się od
studentów, Erasmusów, szalonych dziewczyn, półnagich nastolatków, turystów i meneli
zainteresowanych pustymi butelkami. Większość tłoczy się w dwupoziomowych
lokalach. Każdy z nich różni się do siebie stylistyką, muzyką i specjalnościami
barmanów. Można się napić zimnego piwka na czerwonych pufach w Klepsydrze,
zamówić skittelsowe shoty w Pawilonie 31 lub zapalić shiszę w Kafefajce, a po
drodze posłuchać trochę rapu, rocka i reggae. Dla każdego coś dobrego.
Poszukujący tańszych rozwiązań
kupują butelki wódki oraz sok w pobliskim monopolowym. Następnie ceremonialnie
otwierają szkło, siadają na krawężniku lub opierają się o ściany i piją. Chętnych
do takich manewrów nie brakuje, o ile termometry pokazują przynajmniej 3
stopnie na plusie. Należy jednak uważać na policję, która lubi odwiedzać rewiry
popularnych „Pawixów”, szczególnie w okresach ciepłych oraz gdy muszą nabić dobre
statystyki na koniec kwartału.
Towarzystwo w Bairro Alto nie
jest skromniejsze od tego widywanego w okolicach Nowego Światu. Do wyżej
wymienionej masy należy dodać tylko emigrantów z Brazylii, którzy swoimi
bębnami oraz energetycznymi ruchami potrafią rozruszać nawet najbardziej
leniwych, oraz biegających nieskrepowanie dilerów narkotyków, oferujących swoje
zasoby każdemu napotkanemu.
Pawilony |
Sprawa lokali wygląda nieco
inaczej. W całym Bairro Alto znajduje się ogromna liczba małych pubów
oferujących drinki po 3 euro, ale jest też parę większych klubów, w których tańczy
się do rana. W rozbujanych od bitów czterech ścianach barów, bujają się fani
kultury hip-hop’u. Nie zaważając na wszelkie udogodnienia oferowane przez
wymienione przybytki, masy ludzi wolą jednak bawić się, pić, skakać, tańczyć,
śpiewać lub palić na zewnątrz. Ich zachowaniu nie można się dziwić, bowiem
wśród niskich kamieniczek i długich uliczek idący w górę i w dół człowiek może
balować jak nigdzie indziej.
Wśród stłoczonej masy, pomiędzy
całującymi się parami, biegają sprzedawcy miłosnych gadżetów. Za ich plecami
grupy tancerzy z Rio de Janeiro uczą wszystkich wokół swoich magicznych ruchów.
Przy ścianie buja się tymczasem Brytyjski tercet piwoszy, starających się przekonać
do tańca sprzedawczynię lodów. Parędziesiąt metrów dalej stoi stary peugeot, z
którego domorosły DJ rozkręca imprezę. Na lewo od niego roznegliżowane hostessy
w stroju Bacardii oferują zainteresowanym darmowe shoty i zapraszają do
konkretnych lokali.
Z okien budynków wyglądają tymczasem
zainteresowane całym zgiełkiem starsze osoby, nie zaważające zupełnie na szum i
hałas, czego na pewno zazdroszczą Bairro Alto właściciele Pawilonów. Ci do paru
lat toczą małe wojny i wojenki z sąsiadami warszawskiego skupiska, którym
hałasy nocne przeszkadzają w spaniu. Wielokrotnie urządzano już oddolne
inicjatywy, których głównym celem była ochrona warszawskiej miejscówki.
Ciężko jest sprawiedliwie
porównać Bairro i Pawixy, bowiem „krawiec kraje jak mu materii staje”. W
ciepłej Portugali ulice wypełnione imprezowiczami są czymś pożądanym,
świadczącym o rozwijającej się gospodarce i dobrej ekonomii. Nawet najwięksi
konserwatyści nie ważyliby się podnieść ręki na Bairro Alto. Tym czasem w
Warszawie od lat toczy się walka na linii mieszkańcy śródmieścia kontra
właściciele nocnych przybytków. Pomimo wielu przeciwności uwielbiane przez
studentów Pawilony nadal stoją, co jest moim zdaniem ich największym sukcesem.
Dlatego w przypadku tego pojedynku należy mówić o remisie z lekkim wskazaniem
na Lizbońskie uliczki.
Pozdrawiam z Pawilonów,
Jeska