Ten moment jest nieunikniony. Nadchodzi po krótkiej pauzie,
niezbędnej dla przytłumionych alkoholem szarych komórek, po której następuje
rozjaśnienie – „Ku**a udało się!”. Sukces, wiktoria, zwycięstwo. Niczym greccy
herosi dokonaliśmy niezwykłego, pokazaliśmy wszystkim niedowiarkom, że
potrafimy, możemy. Dzięki silnej woli, determinacji oraz pracy zespołowej Boeing
707 wylądował na gładkim pasie w Sharm el Sheikh. Klaszczemy. Pytanie: tylko
czemu klaszczemy?
By dobrze odpowiedź na pytanie nurtujące wielu naukowców,
należy rozbić je na mniejsze podpytania. Zacznijmy od końca: „czym jest klaskanie?”.
Jest to wielokrotne uderzanie otwartą ręką o drugą otwartą rękę, w celu
wydobycia dźwięku oznaczającego aprobatę. W społecznie określonych sytuacjach
oraz przy współudziale odpowiedniej miny, może być również ironicznym
gratulowaniem, wyrażającym zażenowanie. W wypadku lądowania należy odrzucić tę
drugą opcję. No chyba, że klaszczącym będzie terrorysta, którego bomba w
trakcie lotu nie odpaliła, bądź nie udało mu się przejąć samolotu pęsetą,
nożyczkami do paznokci czy drewnianym nożem.
W tym momencie przejść należy do pytania numer dwa: „kto
klaszcze?”. Ciężko jest mi ocenić każdy samolot, lot, załogę oraz pasażerów,
dlatego będę się odwoływał tylko do znanych mi wypadków, czyli lotów z Polski i
do Polski. W samolotach, w których nie występował nasz narodowy akcent, nie
miałem jeszcze okazji usłyszeć klaskania. Nie należy jednak odrzucać teorii, że
tylko Polacy klaszczą. Dopuszczają się tego (o czym słyszałem od bardzo prawdomównej
Australijki)również Włosi i Anglicy.
Określenie narodowości klaszczącego nie odpowiada całkowicie
na zadane pytanie, jest zaledwie czubkiem góry lodowej. W stan euforii wpadają
bowiem ludzie niezależnie od miejsca urodzenia. Czynnikiem najważniejszym są
uwarunkowania osobiste, wynikające ze środowiska dnia codziennego: z kim piją
piwo, mieszkają pod jednym dachem oraz komu mówią „mamo”.
Jak zaobserwowałem, osobą klaszczącą rzadko kiedy jest
posiadacz książki (te dla dzieci się nie liczą), okularnicy oraz osoby mówiące
pełnymi zdaniami. Przodują w tym wszelkiej maści Henie, Jurki, Andrzeje i Witki
czyli mieszkańcy podmiejskich aglomeracji, wsi oraz zdobywcy chlubnej nagrody
debila roku.
Nabuzowani zakupionymi na strefie bezcłowej alkoholami wszelkiej
maści panowie i panie mało kiedy mają okazję tak zaszaleć. Wypad do Egiptu to
dla nich wyprawa roku, wyjazd z którego co najmniej 50 zdjęć wyląduje na
naszejklasie lub facebooku. Przy wigilijny stole będą dumnie opowiadali
teściowi, jak to spędzili dwa tygodnie w 4 gwiazdkowym hotelu z basenem i
olinkluziw, a syn sąsiada wylądował w kupie wielbłąda.
To ta sama grupa ludzi, która przed telewizorami kibicowała
Małyszowi i Kubicy, gdy Ci przodowali w swoich dyscyplinach. Są to osoby
spragnione zwycięstwa, potrzebujące go jak studnia wody czy Youtube trolli
internetowych. Ten wspaniały moment lądowania jest dla nich oznaką zwycięstwa,
wiktorii oraz pokonania wszelkich przeciwności losu. Czyli po części gratulują
pilotom jak i sobie.
Łatwo jest się śmiać z ludzi, którzy klaszczą w samolotach.
Zwykle to banda debili, potrzebująca jakiegokolwiek zwycięstwa w swoim życiu, acz
czasem też osoby nieświadome, pierwszy raz lecące samolotem, któremu sąsiad
szeptem zapowiedział: „Uwaga, zaraz klaszczemy”. Łatwo jest ich oceniać z
perspektywy warszawskiego mieszkania, butów za 4 stówy i lotów co pół roku
Ryanair’em, ale można też ich po prostu olać i dać się im bawić, bo te
klaskanie nikogo nie rani, a dać może wiele radości.
Pozdrawiam klaszcząc,
J.