Po pierwszym dniu świąt wielkanocnych, wypełnionym
rodzinnymi spotkaniami, obiadami oraz napchanymi do granic wytrzymałości
brzuchami, nadchodzi Śmingus-Dyngus. W ciągu dwudziestu-czterech godzin
oblewamy innych wodą licząc na to, że ich butelki są już puste. Od dziecka
uwielbiam kultywować tę tradycję, jednak ostatnio usłyszałem bardzo ważne
pytanie z nim związane: „Jakie są granice Śmingusa-Dyngusa?”.
Aby określić granice Śmingusa, musimy cofnąć się do dnia
jego powstania, czyli gdzieś pomiędzy upadek Cesarstwa Rzymskiego a chrzest
Mieszka I. W pewnej wsi zabitej dechami, młody Józek postanowił pokazać
sąsiadce – Wandzie, że chłop z niego jak dąb i do tego zainteresowany jej
biodrami. Niestety, nasz bohater nie był zbyt elokwentny, poezji nie pisał, ale
miał za to wiadro z wodą, a Słońce świeciło, także postanowił zwrócić na siebie
uwagę pięknej sąsiadki oblewając ją H2O po Święcie Wiosny. O dziwo, końskie
zaloty zadziałały na Wandę jak lep na muchy, co dało do myślenia reszcie
Andrzejów i Marków z okolicznych chałup.
Od tego dnia, po Święcie Wiosny panowie oblewali wodą panny
będące w ich strefie zainteresowania. Panienki kończące Śmingusa w suchych
majtkach musiały się obawiać staropanieństwa, a mężczyźni, którzy dorwali
najwięcej białogłów, mogli się spodziewać powodzenia w przyszłym roku. Wraz z
przyjściem chrześcijaństwa nie doszło do wyparcia tego zwyczaju, lecz został on
umiejętnie wpisany w kalendarz jako dzień oczyszczenia z grzechów.
Dziś sprawy mają się podobnie. Panowie najchętniej oblewają
dziewczyny, które im się fizycznie podobają. Nikt nie celuje pistoletów i
butelek w kierunku brzydkich oraz odpychających kobiet. Dlatego też panienki
powinny się cieszyć owym zainteresowaniem, a jego brak uznać za obrazę.
Niestety, często nie oczekują one i nie chcą być oblewane, by nie doszło
przypadkiem do zniknięcia tapety lub zwyczajnie mają dość wygłupów
absztyfikantów.
W ten sposób dochodzi powoli do przekształcenia się
Śmingusa-Dyngusa na modły lewackich ideologii, które przecież niszczą Polskę od
środka i zabierają ludziom prace. Pierwszym z przekształceń jest chwycenie
przez kobiety za wiadra i butelki. Napełnione feministycznymi hasłami o
równouprawnieniu dziewczęta oblewają panów, jak niegdyś oni by robili,
przyjmując w ten sposób postawę quasi-męską.
Do jeszcze większego zniszczenia i zmarnowania naszego
wspaniałego święta dochodzi powoli z uwagi na wpływ szatańskiego gender. To
słowo wytrych sprawiło, iż wnuki porządnych dam i synowie dżentelmenów
lubujących się w tanich winach bawią się jak jakieś pederasty. Zaślepieni przez
lewackie media chłopcy oblewają wodą siebie nawzajem, kolega kolegę, brat
brata. Całkowicie zapominając o otaczających ich dziewczętach lub zwyczajnie
się ich obawiając. Co według najnowszych badań Uniwersytetu Watykańskiego jest
przyczyną zaistniałego dziś niżu demograficznego.
Dlatego nie można pozwolić aby coś takiego jak granice
Śmingusa-Dyngusa powstały. Chłop powinien mieć prawo oblać tego jednego dnia
jak najwięcej panien. Te nie powinny odpowiadać na owe ataki złością, obelgą
czy złym słowem, przecież jest to prymitywny rodzaj pochwały, oznaka
uwielbienia i pochwała dla jej wdzięków. Dzięki temu zatrzymamy diabelski
pomiot lewactwa chowający się za słowami „równouprawnienie”, „gender”,
„feminizm”, „Internet” czy „hipster”.
Pozdrawiam z pistoletem w ręku,
Jeska