Zdobycie hosta na Couchsurfingu nie należy do prostych
zadań, przynajmniej jeżeli jest się mężczyzną, o czym pisałem już w po
przednich postach. Sytuacja nabiera jeszcze gorszych barw gdy podróżujesz z kolegą,
który ledwo co założył konto na CS, ma jedno zdjęcie, mało konkretny profil i
studiuje fizykę. Mimo to do niedawna wydawało mi się, że poza sezonem w 3
milionowym mieście pełnym zabytków i zakochanych par znajdzie się jakiś wariat,
który nas przygarnie.
Okazuje się, że byłem po prostu głupi, naiwny oraz
pozbawiony damskich piersi. Pierwsze dwie cechy nie muszą przeszkadzać w
Couchsurfingu, ale brak tej trzeciej to w mniemaniu Rzymskich hostów
monstrualna wada.
Jak zawsze rozpocząłem poszukiwania gospodarza od osób
posiadających największą ilość pozytywnych opinii. Kierując się logiką można
przecież uznać, że to oni najchętniej przyjmują gości z zagranicy na noc lub
dwie. Ku mojemu zdziwieniu większość z tych gagatków ustaliła preferencje
płciowe („female”) Couchsurferów, ergo przegrałem u nich w przedbiegach. Ta
jawna dyskryminacja nie ostudziła mojego zapału i wytrwale szukałem gospodarza,
skrzętnie wertowałem profile oraz słałem zabawne wiadomości. Myślałem, że to
zadziała.
Oczywiście byłem w totalnym błędzie, niczym 5-latek wierzący
w św. Mikołaja. Jako dumny posiadacz prącia otrzymałem zaledwie parę propozycji
wyjścia na kawę, ale taką szybką, na mleku sojowym, bez ciasteczka i w jakimś
ciemny zaułku.
Z ciekawości zacząłem przeglądać dokładnie kogo moi
niedoszli gospodarze wcześniej u siebie gościli. Jak się okazało (werble) nie
były to tylko kobiety. Trafiłem również na damy, dziewczyny, a nawet kilkoro niewiasty. Niektórzy chyba upychali je hurtem,
bo w ciągu paru miesięcy wyłapali ponad trzydzieści pozytywnych opinii. Najbardziej
zdziwiły mnie jednak damulki, które nie wiedzą na co tacy panowie liczą lub
wiedzą i niczym kury do ziarna kierują się w ich kierunku.
Od ponad trzech lat korzystam z Couchsurfingu.
Przyzwyczaiłem się już do dziwnych wiadomości, mało interesujących profili
44-letnich księgowych, do ludzi szukających hosta w trakcie objazdu po swoich
klientach oraz Sexsufringu. Nigdy nie sądziłem jednak, że to ostatnie może tak
bardzo wpłynąć na CS, który przez swoją aktualną popularność niestety traci na
wartości dla prawdziwych podróżników.
Nie można jednak mówić o zmierzchu tego social media. Nadal
można na nim znaleźć godnych polecenia gospodarzy, wesołych gości i prawdziwych
podróżników (ja w Rzymie poznałem na piwie Magdę z Polski). Trzeba tylko się
uczulić na nędzne profile, słabe wiadomości, dyskryminację z uwagi na prącie i
porażki, gdyż sporo osób korzysta z CS zupełnie niezgodnie z jego pierwotnym
przeznaczeniem. Nie chcą się dzielić czasem i wolną przestrzenią, wolą dzielić
kołdrę i chorobę weneryczną.
Pozdrawiam,
Jeska.
PS: Koniec końców spaliśmy w hostelu.