Mnie tu już nie ma

Przeprowadziłem się, teraz znajdziecie mnie pod www.zzagranico.pl Tematyka bloga się nie zmienia, gospodarz nadal pozostaje ten sam, ale nowych postów już w tej witrynie nie spotkać

czwartek, 27 lutego 2014

Cztery przypadki włoskiej pizzy

Na Ursynowie od ponad roku pewni młodzi ludzie prowadzą pizzerię pod nazwą „Biesiadowo”. Jest to restauracja franczyzowa, by ją prowadzić trzeba wykupić licencję, spełnić odpowiednie warunki metrażowe i podawać to, co nakazuje centrala. W menu można znaleźć pizzę o swojskiej nazwie w stylu: „Wiejski Gangster” czy „Lato na Wsi” lub giganty o średnicy 57 cm. Biesiadowo jak każda knajpa serwująca popularne placki szczyci się podawaniem prawdziwych włoskich pizz, z którymi miałem sporo styczności w Rzymie. Dlatego dla porównania i pewnej świadomości, serwuje tu cztery przypadki włoskich pizz.



Pierwszego dnia (a właściwe po pierwszej godzinie spędzonej w Rzymie) stanąłem w miejscu, w którym mogłem zakupić pizzę i to zrobiłem. Niestety, nie znalazłem się w małej, rodzinnej włoskiej knajpce pachnącej palonym drewnem i świeżymi pomidorami. Niedaleko hostelu, prowadzony burczącym żołądkiem, wraz z Zającem odnalazłem miejsce ociekające emigrantami z Bliskiego Wschodu, gdzie pizza była prostokątna, za blatem stał Emir lub Hemir, a po jego lewej stronie wirował kawał mięsa kojarzący się z polskimi kebabami.

Otrzymaliśmy, jak się pewnie już domyślasz, nędzną imitację pizzy. Podgrzany w piekarniku kwadrat, odcięty od wielkiego prostokąta, został zważony a następnie podany na papierowej tacy. Smakował nam nim nie zaspokoiliśmy pierwszego głodu, potem całe zauroczenie prysło, a wielki napis wiszący na wejściu stał się nagle czytelny i jasny: KEBAB. Nie ukrywam, że już nigdy więcej nie stołowaliśmy się podobnych miejscach.

Cena za kawałek pizzy – ok. 3 euro. Ocena lokalu: 3

Innego dnia tuż przed zwiedzeniem wypełnionej chińskim turystami, małymi Australijczykami oraz zakonnicami Bazyliki św. Pawła wylądowaliśmy w bardziej lokalnej odmianie miejsca, gdzie podaje się kwadratową pizzę. Na wejściu poczuliśmy, że wylądowaliśmy w krainie pizzy, bo za szklaną szybą prezentowały się wytwory kuchenne, które nie śniły się nawet Magdzie Gessler . Obok tradycyjnego pomidorowo-mięsnego kawałka prezentował się prostokąt naszpikowany zieloną brokułom, pomarańczami oraz fetą. Parę kawałków dalej, na srebrnej tacy wylegiwał się placek z fioletowymi kwiatami wraz z czymś, czego nazwy nie pamiętam.



Po spróbowaniu wcześniej zważonego i podgrzanego kwadratu wiedzieliśmy już, że nie jest to nasza ostatnia wizyta w tym przybytku smaku. Tak dobrą pizzę znaleźliśmy tuż przy metrze, w części oddalonej do szlaków turystycznych, gdzie w zasięgu wzroku nie widzieliśmy żadnego innego miejsca serwującego jedzenie. Trzeba czasem zboczyć z wygodnej ścieżki, by znaleźć takie małe niebo.

Cena za kawałek pizzy – ok. 4,5 euro. Ocena lokalu: 4+

Pierwszej nocy, prowadzeni przez dwie polskie Erasmuski mieszkające we Włoszech odnaleźliśmy pizzerię prawdziwego Rzymianina - pana „Baffetto”, co po włosku znaczy po prostu „wąsik”. Swój przydomek starszy Włoch otrzymał z uwagi na niezwykły biały wąs rosnący tuż pod jego nosem. Jego wyprofilowane włoski nie rozkładały się nad ustami, raczej otaczały one i wskazywały na jego nos, jakby chciały przenieść się ciut wyżej bliżej brązowych oczów potomka Romusa i Romulusa.



Ściany pizzerii przyozdobione były zdjęciami właściciela ze sławnymi Włochami oraz podobiznami piłkarzy AS Romy, ale o tym opowiem innym razem, przejdę do jedzenia. Nasze okrąglutkie placki były tradycyjnymi, cienko przygotowanymi, jakby od niechcenia, kawałkami prawdziwej Italii. Spód w paru miejscach cechował się czarnymi plamami, które jednak nie rujnowały smaku dania, a wręcz je podkreślały i dodawały mu przedziwnego aromatu. Jak dla mnie strzał w dziesiątkę.

Cena za pizzę – ok. 10 euro. Ocena lokalu: 5-

Na ostatnią pizzę wybraliśmy się z parą poznanych w hostelu Australijczyków, którzy podobnie jak my o godzinie 20:00 po całym dniu zwiedzania nie mieli w głowie nic innego tylko ochotę na kawałek dobrej kolacji. Niestety, bezrefleksyjnie podążyliśmy za nimi do typowo turystycznej knajpy. Nim zdołaliśmy zaprotestować wobec takiego wyboru zostaliśmy usadzeni przy stoliku, a wokół nas zaczęła się kręcić tak wesoła kelnerka, że aż głupio było nam już wyjść.


W takich knajpach jedzenie nigdy nie jest szałem, alkohol smakuje jak zawsze, a ceny są lekko „podbite”, ale właściwie nie ma co narzekać. Nikt nas nie obrabował, głodni nie wyszliśmy, a wręcz weseli po serii żartów panny Weroniki. Co tu dużo pisać – było jak w typowej turystycznej knajpce, żołądka nam nie urwało, jedzenie pozostawiło po sobie dobre wrażenie.

Cena za pizzę – ok 12 euro. Ocena lokalu 4-

Wydarzenia w Rzymie nie rzuciły cienia na moje wcześniejsze przemyślenia i odczucia, pizza włoska jest dobra, ale trzeba wiedzieć gdzie ją podają. Jeżeli liczycie, że smacznie zjecie w kebabie to żal mi waszych kubków smakowych, ale wasz portfel na pewno Was za to pokocha. Poszukując raju dla podniebienia trzeba czasem zejść z typowego turystycznego szlaku, skręcić w mniej uczęszczane uliczki i odszukać lekko zużytych, ale schludnych drzwi. Tam za szybą czeka pewien włoski magik, który z kawałkiem ciasta i mąki robi cuda, których nie pokazują w Master Chefie czy innym (teoretycznie) kulinarnym programie.

Pozdrawiam głodnych,

Jeska