Jednym z tematów co jakiś czas przewijającym się w mediach
oraz debatach społecznych jest cisza nocna. Właściciele klubów pragną przesunąć
jej granice do 24, hipsterzy chcą wyznaczenia stref wolnych od komunistycznego
przepisu. Po drugiej stronie barykady starsi państwo z jamnikami i kobiety z
niemowlakami apelują o częstsze karanie hultajów, łapserdaków i łobuzów
nieprzestrzegających świętej godziny snu. Tymczasem w Hiszpanii problemu nie ma,
bo babcia z dziadkiem zamiast walić laską w sufit pląsają w barach do trzeciej
nad ranem.
Gdy moja droga babunia Hania wraz z Józefem o 24 śpią
grzecznie w łóżeczku, to państwo Ferris, oboje przed emeryturą, piją właśnie
kolejną lampkę wina w barze La Palmas. Są stałymi klientami tego drobnego
przybytku, który serwuje mix muzyki lat 70, 80 i 90. Nie siedzą sami,
pogrążeni w swoich smutkach. Towarzyszą im ich równie sędziwi znajomi, inni
bywalcy „Palmy” czy właściciel - Javier. Wspólnie tańczą, śmieją się, narzekają
na polityków oraz zaczepiają zagubionych turystów. Bawią się tak do drugiej,
może trzeciej, jeżeli starczy sił, a w poniedziałek, bo do baru chodzą tylko
w weekendy, ruszają do pracy, zabawę odsypiając w trakcie sjesty.
Może właśnie słynna hiszpańska sjesta wypływa tak na
zegar biologiczny seniorów, dzięki czemu mają oni siły ruszyć „na balety”?
Należałoby do koszyczka powodów tego zjawiska dorzucić jeszcze pogodę,
pozytywny nastrój mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego oraz zamiłowanie do dobrego
wina. Oczywiście, nie każdy obywatel Hiszpanii w wieku 60+ leci co piątek do
pubu, jednak ciężko nie zwrócić uwagi na tę tendencję do fiesty u starszych
osób.
W przeciwieństwie do naszych zamożnych, gustownych i
tkwiących w kryzysie wieku średniego bywalców Platynki czy Banku, seniorzy
kraju byków bawią się zazwyczaj w swoim towarzystwie. Nie pchają się do klubów
gdzie bas kruszy ściany, a barman pyta uczestników o dokumenty. Wybierają
miejsca dobrze im znane, cichsze, ale równie roztańczone. Są to bary zazwyczaj
mieszczące się na uboczu, w uliczkach odchodzących od turystycznych ośrodków
zabawy. Warto jednak je odwiedzić, bo w Polsce tylko na weselach tylu seniorów
na raz ma uśmiechnięte twarze.
Wynikiem tego zjawiska jest rzadkiee\ poruszanie w Hiszpanii problemu ciszy nocnej. Oczywiście w rejonach typowo mieszkalnych nikt nie
słucha The Bloody Beetroots na cały regulator, jednak nawet jeśli to robi, to o
22 sędziwy sąsiad prędzej przyjdzie na piwo niż w celu uciszania posiadacza ogromnego
subwoofer’a. Może właśnie na takie pokolenie seniorów-melanżowników musimy
czekać, by w końcu móc bawić się bez obaw? Mam tylko na dzieję, że przyjdą oni
nim skończę pięćdziesiątkę.
Michał
PS: W Hiszpanii pewnie też istnieją osobników pokroju panów z początku czwartego akapitu, ale gdzie w Europie ich
nie ma?