Przez całe życie mieszkam w Warszawie, gdzie nie raz
spotykałem się z kierowcami gburami, wpychaczami, ślamazarami i tymi, którzy
kochają trąbić z byle powodu. Dlatego ciekawym doświadczeniem były dla mnie
wycieczki samochodowe przeprowadzane wraz z Tiffany (moja znajoma z Lizbony).
Poznałem w ich trakcie inną kulturę jazdy, nie jakąś z kosmosu, nieprzystającą
do naszych mistrzów kierownicy, ale jednak oderwaną od polskiego modelu podróżowania
czterokołowcem czy obok niego.
„Jedź, jedź, jedź!”
Portugalczycy zazwyczaj nie są rajdowcami, którzy oczekują
tylko na żółte światło by ruszyć z piskiem opon. Przy „zielonym” często musi
minąć parę dobrych sekund nim ktoś ruszy. Bo w oczekiwaniu na zmianę koloru
przyjemnie jest sobie poczytać jakiś magazyn, napisać do znajomego smsa czy
uaktualnić status na facebook. Nikt nie zacznie trąbić po 2 sekundach od
zamiany świateł, ale 10 sekund to już raczej maksimum cierpliwości.
Wielokrotnie dawałem znać do ruszania Tiffany powtarzając szybko „vai, vai,
vai”, co oznacza: „jedź, jedź, jedź”, bo zwyczajnie mnie frustrowało ile czasu
trwało nim ruszyła.
Piesi również nie są fanami świateł. Najważniejszy dla nich
nie jest zielony ludek, a brak nadjeżdżającego samochodu. Na początku ciężko
było mi się do tego przyzwyczaić, raczej wstydliwe łamałem przepisy ruchu
drogowego, lecz z czasem zrozumiałem, że to świetne podejście. Bo tak naprawdę,
czemu mam stać na światłach skoro nic nie nadjeżdża? To tak jakbym nie wyjąć
gotowego ciasta z piekarnika tylko, dlatego, iż według przepisu ma się gotować
45 minut, a minęły dopiero 43 min.
Jazda.
W każdym kraju człowiek koniec końców spotka się z korkami.
W Polsce często znajdzie się jakiś cwaniaczek, którego ominie mozolna jazda, bo
wepchnie się na parę metrów przed końcem koreczka. Rzadko wśród portugalskich
kierowców spotyka się takich niecierpliwych panów. Ludzie spokojnie stoją po
parę minut oczekując zakończenia się mordęgi, a jak ktoś spróbuje się wciskać i
nie jest motocyklistą to raczej skazany jest na porażkę, bo ludzie pilnie
strzegą kolejności, niczym Niemki cnoty.
Portugalczycy nie są jednak aniołami w porównaniu do naszych
rodzimych kierowców. Według nich wypicie trochę Sangrii na imprezie i
prowadzenie pojazdu to całkiem normalna rzecz. Oczywiście takie zachowanie
grozi surową karą, jednak rodacy Cristano Ronaldo nie zwykli się przejmować
mundurowymi. Zdarzało mi się podpatrzyć kierowcą popijającego małe piwko w
trakcie uczestniczenia w ruchu drogowym, a sama Tiffany też niestety nie była
święta. Po za tym Portugalczycy toczą nie ustaną walkę o miejsca parkingowe.
Kawałek wolnego chodnika działa na nich jak płachta na byka, łamią wszelkie
przepisy by tylko zdobyć wymarzone miejsce postojowe.
Na podlizbońskich autostradach można spotkać się z wieloma
przedziwnymi i ciekawymi pojazdami. Co jakiś czas myknąć może emerytowane
Renault, Peugeot czy SEAT, często spotyka się również motocyklistów, którzy z
uwagi na przychylny klimat mogą jeździć prawie cały rok na jednośladach.
Ciekawie wyglądają, samodzielnie przerabiane samochody z wyciętym oryginalnym
dachem i zastąpione czymś na kształt cabrio płachtami. Choć i tak moim
faworytem był quad jadący pośrodku autostrady jak gdyby nigdy nic, który dla
Tiffany wcale nie czymś dziwnym.
Uczestnicząc w ruchu drogowym w Portugalii trzeba liczyć się
z powolnym ruszaniem, pieszymi uznającymi się za panów ruchu drogowego oraz z
pijącymi kierowcami, ale po za tym jest to bardzo przyjemne miejsce do
jeżdżenia. Dlatego będąc na Półwyspie Iberyjskim wypożyczcie samochód i
pojeździcie po tym pięknym kraju bo naprawdę warto, a benzyna kosztuje
porównywalnie wiele co u nas.
Pozdrawiam,
Jesula