Mnie tu już nie ma

Przeprowadziłem się, teraz znajdziecie mnie pod www.zzagranico.pl Tematyka bloga się nie zmienia, gospodarz nadal pozostaje ten sam, ale nowych postów już w tej witrynie nie spotkać

wtorek, 13 sierpnia 2013

Światła i małe piwko nie mają znaczenia, witam na portugalskich drogach.

Przez całe życie mieszkam w Warszawie, gdzie nie raz spotykałem się z kierowcami gburami, wpychaczami, ślamazarami i tymi, którzy kochają trąbić z byle powodu. Dlatego ciekawym doświadczeniem były dla mnie wycieczki samochodowe przeprowadzane wraz z Tiffany (moja znajoma z Lizbony). Poznałem w ich trakcie inną kulturę jazdy, nie jakąś z kosmosu, nieprzystającą do naszych mistrzów kierownicy, ale jednak oderwaną od polskiego modelu podróżowania czterokołowcem czy obok niego.



„Jedź, jedź, jedź!”

Portugalczycy zazwyczaj nie są rajdowcami, którzy oczekują tylko na żółte światło by ruszyć z piskiem opon. Przy „zielonym” często musi minąć parę dobrych sekund nim ktoś ruszy. Bo w oczekiwaniu na zmianę koloru przyjemnie jest sobie poczytać jakiś magazyn, napisać do znajomego smsa czy uaktualnić status na facebook. Nikt nie zacznie trąbić po 2 sekundach od zamiany świateł, ale 10 sekund to już raczej maksimum cierpliwości. Wielokrotnie dawałem znać do ruszania Tiffany powtarzając szybko „vai, vai, vai”, co oznacza: „jedź, jedź, jedź”, bo zwyczajnie mnie frustrowało ile czasu trwało nim ruszyła.

Piesi również nie są fanami świateł. Najważniejszy dla nich nie jest zielony ludek, a brak nadjeżdżającego samochodu. Na początku ciężko było mi się do tego przyzwyczaić, raczej wstydliwe łamałem przepisy ruchu drogowego, lecz z czasem zrozumiałem, że to świetne podejście. Bo tak naprawdę, czemu mam stać na światłach skoro nic nie nadjeżdża? To tak jakbym nie wyjąć gotowego ciasta z piekarnika tylko, dlatego, iż według przepisu ma się gotować 45 minut, a minęły dopiero 43 min.



Jazda.

W każdym kraju człowiek koniec końców spotka się z korkami. W Polsce często znajdzie się jakiś cwaniaczek, którego ominie mozolna jazda, bo wepchnie się na parę metrów przed końcem koreczka. Rzadko wśród portugalskich kierowców spotyka się takich niecierpliwych panów. Ludzie spokojnie stoją po parę minut oczekując zakończenia się mordęgi, a jak ktoś spróbuje się wciskać i nie jest motocyklistą to raczej skazany jest na porażkę, bo ludzie pilnie strzegą kolejności, niczym Niemki cnoty.

Portugalczycy nie są jednak aniołami w porównaniu do naszych rodzimych kierowców. Według nich wypicie trochę Sangrii na imprezie i prowadzenie pojazdu to całkiem normalna rzecz. Oczywiście takie zachowanie grozi surową karą, jednak rodacy Cristano Ronaldo nie zwykli się przejmować mundurowymi. Zdarzało mi się podpatrzyć kierowcą popijającego małe piwko w trakcie uczestniczenia w ruchu drogowym, a sama Tiffany też niestety nie była święta. Po za tym Portugalczycy toczą nie ustaną walkę o miejsca parkingowe. Kawałek wolnego chodnika działa na nich jak płachta na byka, łamią wszelkie przepisy by tylko zdobyć wymarzone miejsce postojowe.



Na podlizbońskich autostradach można spotkać się z wieloma przedziwnymi i ciekawymi pojazdami. Co jakiś czas myknąć może emerytowane Renault, Peugeot czy SEAT, często spotyka się również motocyklistów, którzy z uwagi na przychylny klimat mogą jeździć prawie cały rok na jednośladach. Ciekawie wyglądają, samodzielnie przerabiane samochody z wyciętym oryginalnym dachem i zastąpione czymś na kształt cabrio płachtami. Choć i tak moim faworytem był quad jadący pośrodku autostrady jak gdyby nigdy nic, który dla Tiffany wcale nie czymś dziwnym.


Uczestnicząc w ruchu drogowym w Portugalii trzeba liczyć się z powolnym ruszaniem, pieszymi uznającymi się za panów ruchu drogowego oraz z pijącymi kierowcami, ale po za tym jest to bardzo przyjemne miejsce do jeżdżenia. Dlatego będąc na Półwyspie Iberyjskim wypożyczcie samochód i pojeździcie po tym pięknym kraju bo naprawdę warto, a benzyna kosztuje porównywalnie wiele co u nas.

Pozdrawiam,
Jesula