Mnie tu już nie ma

Przeprowadziłem się, teraz znajdziecie mnie pod www.zzagranico.pl Tematyka bloga się nie zmienia, gospodarz nadal pozostaje ten sam, ale nowych postów już w tej witrynie nie spotkać

niedziela, 2 czerwca 2013

W TV Miss Turcji, a na ulicach krew - czyli ostatnie parę dni w Turcji.

Z uwagi na przyszłotygodniowe egzaminy miałem sobie dziś odmówić wszelkich rozrywek. Podziękowałem za bilet na mecz Legii, zrezygnowałem z uczestnictwa w mistrzowskiej fecie. Miałem również odpuścić sobie napisanie posta, ale po przeczytaniu o tym, co się dzieje w Turcji odłożyłem na chwilę książki i zacząłem skrobać. Bo tam wcale nie doszło do „pacyfikacji protestujących”  czy rozpoczęcia „lata zmian”, jako to określają TVN24, Natemat.pl itp. Przez ostatnie dni w Istambule ludzie umierali czy tracili wzrok, a ich telewizja pokazywała śmieszne koty oraz Miss Turcji.



Część zebranych tu informacje mogły już do Was dotrzeć dzięki tekstowi tureckiego blogera pt:  „What is Happenning in Istanbul?”. Po zapoznaniu się z nim postanowiłem mocniej przyjrzeć się tej sprawie. Pogrzebać na Twitterze, na Youtubie, porozmawiać z Coucherferami z Istambulu, aby nie przekazywać informacji opartych tylko na jednym wpisie. Oto wyniki moich poszukiwań:

Parę dni temu grupa aktywistów dowiedziała się, że rząd zezwolił na całkowite zrównanie Parku Gezi. Największego parku, będącego jedną z ostatnich ostoi zieleni w szarej stolic Turcji oraz miejsce gdzie ludzie mogli w spokoju oddać się czytaniu. Celem wymazania Gezi z mapy było postawienie, bez jakichkolwiek konsultacji z urbanistami czy społeczeństwem, kolejnego centrum handlowego. Nie było by to, niestety nic nowego dla tureckiej społeczności. Rządząca od ponad dekady partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) już nie raz działała ponad prawem. Tym razem ich postępowanie było pokłosiem otrzymania łapówek od pewnego bogatego dewelopera.

Jednak tym razem grupa ludzi stary i młodych postanowiła się „zbuntować”, wykorzystać swoje prawo do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Wzięli z domów koce, śpiwory, namioty, książki i tablety, zasiedlili w nocy park i czekali na rozwój wydarzeń. W dniu następnym przyszli robotnicy wraz z pełną maszynerią budowlaną. Parkowi okupanci nie pozwoli na wjazd buldożerów i innych ciężkich maszyn. Stanęli im na drodze, zasłaniając własnym ciałem wjazd do Gezi. Po pewnym czasie rozgoryczeni budowlańcy odpuścili, lecz na ich miejsce wrócili policjanci.

Rozpoczęła się lekka „pacyfikacja”, z której zrezygnowano gdy okazało się, że ludzie nie mają zamiaru ustąpić.  Wieczorem w publicznej telewizji nikt nie informował o zajściach w Parku Gezi, poranne gazet również o tym nie wspominały. Macki rządu AKP skutecznie kontrolowały przepływ informacji. Zamiast  przekazywania prawdziwych newsów mieszkańcom Turcji wmawiano, że najważniejszym wydarzeniem dnia były rozpoczynające się wybory Miss Turcji i jakiś śmieszny kot. Na szczęście Twitter i Facebook działa dalej, szerząc wieść o obywatelskiej postawie w Gazi. Dzięki czemu liczba „okupantów” wzrastała w każdej godznie.

Gazety milczące o Parku Gezi

Nie byli to jednak ludzie z ramienia partii opozycyjnych, nikt z przybyłych nie skandował haseł religijnych, po prostu mieszkańcy Istambułu przyszli wrazić sprzeciw. Zebrali się studenci, emeryci oraz rodziny z dziećmi. Niestety policja tym razem postawiła nie odpuścić. Wkroczono z armatkami wodnymi oraz gazem pieprzowym, którego nie oszczędzano. W ruch poszły prawie całe siły służb porządkowych miasta, ukryte za maskami gazowymi.

W celach prewencyjnych zablokowano ruch miejskich autobusów i promów. Ulice stały się nieprzejezdne. To nie przeszkodziło jednak kolejnym tysiącom mieszkańców w dołączaniu się do protestujących. Zdecydowano się na marsz, który z czasem przeistoczył się w wielotysięczny tłumy. Nie zajmowano już jednak Parku Gezi. „Zamieszki” polegające na mi.in.: ostrzeliwaniu nieuzbrojonych Turków przez policjantów z broni gumowej przeniosły się w głąb miasta.

Poza cenzurą oraz zablokowaniem komunikacji miejskiej rząd AKP zdecydował się również wycofać z centrum miasta karetki, które opatrywały poranionych oraz zapewniały minimum bezpieczeństwa protestującym. To jednak nie wpłynęło na ducha mieszkańców Istambułu, wręcz przeciwnie. Szkoły, lokalne biznesy oraz 5 gwiazdkowe hotele zaczęły urządzać pod swoim dachem prowizoryczne szpitale polowe. Te zapełniały się szybko, bo policji nakazano działać zdecydowanie. Innym działaniem prospołecznym było udostępnianie na  Twitterze  haseł do sieci Wi-Fi różnych lokali. Dzięki temu protestujący wiedzieli gdzie się odbywają główne starcia oraz gdzie znajdą pomoc.


Dziś zamieszek dobiegają końca. Turcy opadli z sił, ich ostatnią ostoją jest dzielnica Beskitas, gdzie tli się już tylko ogień walki. Mieszkańcy musieli ulec zmasowanym atakom gazu pieprzowego, armatek wodnych oraz paru czołgom. Setki ludzi jest rannych, niektórzy stracili wzrok, a ponad tysiąc zamknięto w aresztach. Niestety, informacje o ofiarach śmiertelnych nie są plotką, wielu naocznych świadków pisało mi o umierających pod gąsienicami czołgów oraz na łóżkach polowych. Ciężko jednak podać tu jakieś dane, gdyż rządu turecki dalej mydli oczy opinii publicznej o „bezkrwawej” potyczce, a szpitale mają zakaz podawania takich informacji.

Mieszkańcy Istambułu nie ponieśli jednak porażki moralnej. Wspierali się gdy było to niezbędne, opatrywali rannych nieznajomych walczących o ten sam wolny kraj, a gesty takie jak: policjanci rezygnujący z walki i przyłączający się do protestujących na pewno pozostaną im w głowach na zawsze. Turcy pokazali w ciągu tych paru dni partii AKP, że nadchodzące wybory nie skończą się dla nich pozytywnie. Dano znać do poczynienia zmian, które uwolnią Turcję od skorumpowanej władzy, niedbającej o własnych obywateli.