Z uwagi na przyszłotygodniowe egzaminy miałem sobie dziś
odmówić wszelkich rozrywek. Podziękowałem za bilet na mecz Legii, zrezygnowałem
z uczestnictwa w mistrzowskiej fecie. Miałem również odpuścić sobie napisanie
posta, ale po przeczytaniu o tym, co się dzieje w Turcji odłożyłem na chwilę książki
i zacząłem skrobać. Bo tam wcale nie doszło do „pacyfikacji
protestujących” czy rozpoczęcia „lata
zmian”, jako to określają TVN24, Natemat.pl itp. Przez ostatnie dni w
Istambule ludzie umierali czy tracili wzrok, a ich telewizja pokazywała
śmieszne koty oraz Miss Turcji.

Część zebranych tu informacje mogły już do Was dotrzeć
dzięki tekstowi tureckiego blogera pt: „What
is Happenning in Istanbul?”. Po zapoznaniu się z nim postanowiłem mocniej
przyjrzeć się tej sprawie. Pogrzebać na Twitterze, na Youtubie, porozmawiać z
Coucherferami z Istambulu, aby nie przekazywać informacji opartych tylko na
jednym wpisie. Oto wyniki moich poszukiwań:
Parę dni temu grupa aktywistów dowiedziała się, że rząd
zezwolił na całkowite zrównanie Parku Gezi. Największego parku, będącego jedną
z ostatnich ostoi zieleni w szarej stolic Turcji oraz miejsce gdzie ludzie mogli w spokoju oddać się czytaniu. Celem wymazania Gezi z mapy było postawienie, bez jakichkolwiek konsultacji z urbanistami czy społeczeństwem, kolejnego centrum handlowego. Nie było by to, niestety nic nowego dla
tureckiej społeczności. Rządząca od ponad dekady partia Sprawiedliwości i
Rozwoju (AKP) już nie raz działała ponad prawem. Tym razem ich postępowanie
było pokłosiem otrzymania łapówek od pewnego bogatego dewelopera.
Jednak tym razem grupa ludzi stary i młodych postanowiła się „zbuntować”, wykorzystać swoje prawo do obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Wzięli z domów koce, śpiwory, namioty, książki i tablety, zasiedlili w nocy
park i czekali na rozwój wydarzeń. W dniu następnym przyszli robotnicy wraz z pełną
maszynerią budowlaną. Parkowi okupanci nie pozwoli na wjazd buldożerów i innych ciężkich maszyn. Stanęli im na drodze, zasłaniając własnym ciałem wjazd do Gezi. Po pewnym czasie rozgoryczeni
budowlańcy odpuścili, lecz na ich miejsce wrócili policjanci.
Rozpoczęła się lekka „pacyfikacja”, z której zrezygnowano
gdy okazało się, że ludzie nie mają zamiaru ustąpić. Wieczorem w publicznej telewizji nikt nie
informował o zajściach w Parku Gezi, poranne gazet również o tym nie wspominały. Macki
rządu AKP skutecznie kontrolowały przepływ informacji. Zamiast przekazywania prawdziwych
newsów mieszkańcom Turcji wmawiano, że najważniejszym wydarzeniem dnia
były rozpoczynające się wybory Miss Turcji i jakiś śmieszny kot. Na szczęście
Twitter i Facebook działa dalej, szerząc wieść o obywatelskiej postawie w Gazi. Dzięki czemu liczba „okupantów” wzrastała w każdej godznie.
![]() |
Gazety milczące o Parku Gezi |
Nie byli to jednak ludzie z ramienia partii opozycyjnych,
nikt z przybyłych nie skandował haseł religijnych, po prostu mieszkańcy Istambułu przyszli
wrazić sprzeciw. Zebrali się studenci, emeryci oraz rodziny z dziećmi. Niestety
policja tym razem postawiła nie odpuścić. Wkroczono z armatkami wodnymi oraz gazem
pieprzowym, którego nie oszczędzano. W ruch poszły prawie
całe siły służb porządkowych miasta, ukryte za maskami gazowymi.
W celach prewencyjnych zablokowano ruch miejskich autobusów
i promów. Ulice stały się nieprzejezdne. To nie przeszkodziło jednak kolejnym tysiącom
mieszkańców w dołączaniu się do protestujących. Zdecydowano się na marsz, który
z czasem przeistoczył się w wielotysięczny tłumy. Nie zajmowano już jednak Parku
Gezi. „Zamieszki” polegające na mi.in.: ostrzeliwaniu nieuzbrojonych Turków przez policjantów z broni gumowej przeniosły się w głąb miasta.
Poza cenzurą oraz zablokowaniem komunikacji miejskiej rząd
AKP zdecydował się również wycofać z centrum miasta karetki, które opatrywały
poranionych oraz zapewniały minimum bezpieczeństwa protestującym. To jednak nie
wpłynęło na ducha mieszkańców Istambułu, wręcz przeciwnie. Szkoły, lokalne biznesy oraz 5
gwiazdkowe hotele zaczęły urządzać pod swoim dachem prowizoryczne szpitale
polowe. Te zapełniały się szybko, bo policji nakazano działać zdecydowanie.
Innym działaniem prospołecznym było udostępnianie na Twitterze
haseł do sieci Wi-Fi różnych lokali. Dzięki temu protestujący wiedzieli
gdzie się odbywają główne starcia oraz gdzie znajdą pomoc.

Dziś zamieszek dobiegają końca. Turcy opadli z sił, ich ostatnią
ostoją jest dzielnica Beskitas, gdzie tli się już tylko ogień walki.
Mieszkańcy musieli ulec zmasowanym atakom gazu pieprzowego, armatek wodnych oraz
paru czołgom. Setki ludzi jest rannych, niektórzy stracili wzrok, a ponad
tysiąc zamknięto w aresztach. Niestety, informacje o ofiarach
śmiertelnych nie są plotką, wielu naocznych świadków pisało mi o umierających pod gąsienicami czołgów oraz na łóżkach polowych. Ciężko jednak podać tu jakieś dane, gdyż rządu
turecki dalej mydli oczy opinii publicznej o „bezkrwawej” potyczce, a szpitale
mają zakaz podawania takich informacji.
Mieszkańcy Istambułu nie ponieśli jednak porażki moralnej.
Wspierali się gdy było to niezbędne, opatrywali rannych nieznajomych walczących
o ten sam wolny kraj, a gesty takie jak: policjanci rezygnujący z walki i przyłączający
się do protestujących na pewno pozostaną im w głowach na zawsze. Turcy pokazali
w ciągu tych paru dni partii AKP, że nadchodzące wybory nie skończą się dla
nich pozytywnie. Dano znać do poczynienia zmian, które uwolnią Turcję od
skorumpowanej władzy, niedbającej o własnych obywateli.