W zeszłą środę, 22 maja, w Londynie, w biały dzień, na ulicy dzielnicy
Woolwich dwóch czarnoskórych mężczyzn zamordowało z zimną krwią żołnierza armii
brytyjskiej. Pogłoski o ich rzekomym nawoływaniu „Allah Akbar” oraz wybiórcze
informacje podawane przez telewizje i gazety wywołały lawinowe ataki na
angielską społeczność muzułmańską. Obrzucano meczety jajkami, organizowano
także skromne marsze antysemickie, a liderzy skrajnie prawicowych
ugrupowań znowu mieli swoje pięć minut. Czy takie zachowanie przystoi rzekomym
chrześcijanom oraz czym naprawdę było to morderstwo? To ustaliłem dopiero po
długich rozmowach z Londyńskimi Couchesurferami oraz moim niedawnym gościem
Yazanem.

Uderz w stół a nacjonaliści się odezwą.
Zdarzenia z Londynu dały miejscowym oraz polskim grupom prawicowym
kolejny powód by zaatakować Islam. Ci wspaniałomyślni chrześcijanie, wierzący w
jednego Boga otrzymali kolejny pretekst by nawoływać do nienawiści, którą
przecież Jezus tak pochwalał. Te łyse czerepy, nie obarczone żadną głębszą
myślą, po raz kolejny udowodniły, iż nieważne kogo i za co mają bić. Ważne, aby
ktoś tam był. Nieważne czy Żyd, muzułmanin, ateista, typ w rurkach bądź
śmiesznych okularach – ktoś jest. Tym razem po prostu padło na muzułmanów.
Potrzebny jest ten ktoś „inny”, nieznany, nie nasz, a
przecież Allaha i chrześcijańskiego Boga tak wiele nie różni. Przemoc, wojna
lub złość jest uznawana za ciężki grzech przez kapłanów obu tych bogów.
Nawoływanie do Jihadu przy akompaniamencie okrzyków „Allah Akbar” nie jest
wcale domeną większość muzułmanów. Sam Jihad nie oznacza świętej wojny z
niewiernymi, co często się nam przekazuje. Jest to wojna obronna, stosowana
przeciwko najeźdźcy i jego wojsku. Nie ma tam aprobaty dla mordowania cywili
czy bezbronnych. Dlatego ataki terrorystyczne są potępiane przez większość
muzułmanów. Terroryści są taką skrajną prawicą Islamu, czy nawet faszystami, ale nie jej głównym nurtem.
Dlatego dumni warszawiacy z wódką pod pachą i flagą za pasem
niezgadzający się na budowę meczetu mocno mnie śmieszą. Przecież w meczetach
nie organizuje się szkoleń terrorystycznych. Ciężko też upchnąć tam głowicę
jądrową, którą przecież każdy szanujący się muzułmanin trzyma w domu obok
kolekcji turbanów. Można w nich za to pomodlić się w spokoju, pójść po radę do
duchownego. Czyli otrzymać możliwość zrobienia czegoś co było zabraniane lub
źle wyglądało w PRLu. Jak widać komunizm w duchu Polaków nie gaśnie, мудрый полюсов!
Z maczetą po wolność.
Kochane media po wydarzeniach w Londynie dumnie prezentowały
amatorskie nagranie rozmów z jednym z napastników. Niestety ukazywano tylko
wyrywki typu: „oko za oko, ząb za ząb”, o dziwo(!), nie pokazano całości
wypowiedzi Michael Adebowale. Jego czyn oczywiście należy potępić. Powoływanie
się przez mordercę na zasady talionu (oko za oko), nie ma nic związanego z
byciem dobrym muzułmaninem. Przypomina to raczej cudownych Świadków Jehowy,
którzy zasypują ludzi wybranymi cytatami z Biblii, zapominając o zapoznaniu się
z resztą Pisma Świętego. Dlatego, drogie
dzieci, czy jest się wyznawcą Allaha, czy Latającego Potwora Spaghetti,
nie należy nigdy nikogo mordować z pobudek religijnych. Istotne jest jednak
usłyszenie co dokładnie powiedział przypadkowemu przechodniowi Michael
Adebowale.
Jego słowa oraz zachowanie pokazują, że nie był to typowy
„zamach terrorystyczny”. Michaelowi i jego towarzyszowi nie chodziło o
bezmyślne zabicie żołnierza brytyjskiego. Po zamordowaniu Anglika nie uciekali,
wręcz przeciwnie, tłumaczyli przechodniom czemu się tego dopuścili. Ich celem
było zwrócenie uwagi na aktualną sytuację wielu bezbronnych, niemających medialnej siły
przebicia muzułmanów. Było to posunięcie ekstremalne, lecz według nich
niezbędne. Polskie gazety pisały, cytuje: „ciężko to porównać z czymkolwiek”.
To polecam zajrzeć do książek od historii i działań polskich terrorystów w
Rosji czy Prusach. Piękna analogia, a jaka zrozumiała dla przeciętnego zjadacza
schabowego czy warszawskiego sushi.
Morderstwo zawsze będzie morderstwem. Nie usprawiedliwi go
żaden motyw lub przesłanie, ale wydarzeń londyńskich nie można uogólniać i
sprowadzać do problemu muzułmanów w krajach europejskich. Proponuje paru panom w
garniturach spojrzeć w lustro. Bo prawdziwym problemem
nie jest obecność wyznawców Islamu w Anglii, Polsce czy Hiszpanii, problemem
jest „nasza” obecność u nich. Bo my tam wpadliśmy z karabinem maszynowym M16 po
ropę, a oni do nas z miską po obiad.