Mnie tu już nie ma

Przeprowadziłem się, teraz znajdziecie mnie pod www.zzagranico.pl Tematyka bloga się nie zmienia, gospodarz nadal pozostaje ten sam, ale nowych postów już w tej witrynie nie spotkać

sobota, 9 listopada 2013

Przysmaki Belgii.

Każdy kraj na świecie ma do zaoferowania swoje przysmaki, rarytasy, które są często wizytówką danego narodu. Mało kto nie kojarzy Francji z bagietkami i winem, Hiszpanii z Sangrią i owocami morza, Polski z wódką i pierogami. Podobnie jest z Belgią, skąd niedawno wróciłem. W Brukseli przekonałem się, że nim odwiedzi się ojczyznę Tintin’a należy wpierw pościć przez minimum 40 dni, bo inaczej nie da się spróbować nawet połowy tego, co proponują nam belgijskiej lokale. Oto 5 przysmaków Belgii:

1.       Frytki

Właściciele McDonald's powinni przyjechać na roczny kurs do Belgii, by zrozumieć, jak się robi prawdziwe frytki. Te chudziutkie słomki, podawane w czerwonym pudełku wraz z nędznym burgerem mają się jak gówno do złota przy arcydziełach Belgów. Ci potrafią zrobić z ziemniakami takie cuda, jakie się jeszcze filozofom nie śniły.

Sprzedawane za śmieszne (jak na warunki zachodnie) 3 euro złote frytasy, grubsze niż palec wskazujący tłustego 12-sto latka, potrafią zaspokoić głód nawet Amerykańskich turystów. Należy je odpowiednio wymieszać z sosem, których wybór jest szeroki niczym plecy Mariusza Pudzianowskiego. Leje się go na tyle dużo, że spokojnie każdej frytce można urządzić dokładną kąpiel z hydromasażem, a i tak zostaje na drugą porcję.


Świetnie przyrządzone fryteczki nie są niestety podawane wszędzie. Oczywiście każdy zaproponuje Ci frytki do dania, ale nie dajcie się zwieść. Złote przysmaki należy kupować w budkach lub okienkach specjalizujących się w ich przygotowaniu.

2.       Piwko

Nie można jeść świetnych frytek na lunch, obiad, kolację czy podwieczorek bez tutejszego piwka. W kraju mniejszym niż Szwajcaria, Estonia czy nawet Kuba, gdzie browarów jest więcej niż McDonaldów w USA, każdy piwosz będzie czuł się jak w raju all inclusive. Gdyby pił każdego dnia 12 różnych butelek, to może do Świąt Bożego Narodzenia spróbowałby wszystkich. Mam na myśli święta w 2014 roku.


Poza szerokim wyborem piw znaczący jest również sposób jego serwowania w Belgii. Barmani podają je w różnego rodzaju kieliszkach, szklankach, kuflach oraz czymś przypominającym lampki wina. Przed wypełnieniem przestrzeni między szkłem, jej powierzchnie przemywają zimną wodą, która sprawia, że piwo zupełnie inaczej smakuje oraz wolniej traci temperaturę. O co właściwie jest ciężko, bo zazwyczaj podaje się piwo w rozmiarze 0,33 lub 0,25. Przy zawartości alkoholu powyżej 8% nie można tego uznać, za słaby pomysł.

3.       Czeko-czeko-lada!

Muszę z ręką na sercu przyznać, że belgijska czekolada mnie do siebie nie przekonała. Ona wzięła moje kubki smakowe na Rollercoastera, gdzie podawano colę i popcorn, następnie mocno mnie przytuliła i sprowadziła dla mnie jednorożca ujeżdżanego przez fauna, który wszystko to spuentował stwierdzeniem: „to dopiero pierwszy kęs”. Niestety jestem od dziś uzależniony od tego brązowego przysmaku jak Charlie Sheen od kokainy. Winning!


Na Starym Mieście Brukseli co drugie okno wystawowe wypełnione jest po brzegi opakowanymi w srebrne lub złote folie czekoladkami oraz pudełka z ciasteczkami. Większość z nich przygotowywana jest według dawnych receptur, w których cukru nikt nie znajdzie. Cała słodycz wydobywana jest dzięki rodzynkom, toffi czy jakimś innym diabelskim sztuczkom.

4.       Buła wurstfrytkowa

Jeżeli chcielibyście spróbować czegoś lokalnego, ale mniej ogólnie dostępnego to zamówcie bułę wurstfrytkową. Jest to  przedziwna wielka bułka wypełniona fryteczkami i wurstem. Ludzi ją podjadający maczają w sosie złote fryty, przegryzając mięskiem i dopychając się chlebem.

 Było to danie, którego sam nie miałem okazji spróbować bo jestem debilem, ale polecam je każdemu smakoszowi dziwnych potraw, a szczególnie ludziom na gastro. Tak wielki zestaw węglowodanów oraz mięsa powinien być w stanie zaspokoić głód Snorlaxa czy Son Goku.

5.       Komiksy

Najedzony człowiek powinien spróbować choć trochę się ukulturalnić. Może nie trzeba iść od razu na balet, operę czy dramat grecki, ale nutka katharsis by się przydała - należy w końcu karmić żołądek ciała jak i duszy! Spragnionym liter i głodnym dobrych wrażeń polecam komiksy dostępne w Bibliotece Komiksu.


W przepięknym budynku można oddać się lekturze takich klasyków jak: „Smerfy”, „Tintin” czy „Asterix i Obelix”. Sam nie miałem okazji się im przyjrzeć, bo zniechęciła mnie sobotnia kolejka kończąca się gdzieś po drugiej stronie gmachu, ale ponoć są to naprawdę ciekawe pozycje. Oczywiście, jeżeli nie znacie francuskiego to może być ciężko, ale same obrazki też są warte przejrzenia.

Pozdrawiam,

J.